„Don Juan” tłumaczem artykuł

Informacje o tekście źródłowym

  • autor
  • miejsce publikacji
  • „Rzeczpospolita” nr 71
  • data publikacji
  • 1996/03/23

„Don Juan” tłumaczem

W nr. 65 „Rzeczpospolitej” (z 16 marca) ukazał się wywiad Janusza R. Kowalczyka z Jerzym Radziwiłowiczem jako tłumaczem Don Juana Moliera. Myślę, że wywiad ten zasługuje na kilka słów komentarza. Radziwiłowicz odpowiada na pytanie rozmówcy: „W jakim stopniu korzystał pan z istniejących przekładów Tadeusza Boya-Żeleńskiego i Bohdana Korzeniewskiego?”. Następuje odpowiedź, o której dalej słów parę. Nim jednak napiszę te parę słów, dopowiem, że rok temu ukazał się w osobnym wydaniu książkowym mój nowy przekład Don Juana. To, że pan Radziwiłowicz odpowiadając pomija w ogóle jego istnienie, jest dziwne, jeśli zważyć fakt, że kilka miesięcy temu Teatr Studio, gdzie grany jest Don Juan w przekładzie Radziwiłowicza-aktora, zwrócił się do mnie z pytaniem, jak można uzyskać moje wydanie Don Juana. Teatr zainteresował się tym przekładem, jako że — pan Radziwiłowicz właśnie pracował nad Molierem. Ponieważ obowiązuje nieco wiedzy, dodajmy, że istnieje jeszcze czwarty obok wymienionych przekład Don Juana, Zygmunta Sarneckiego (koniec wieku XIX). Przed Boyem istniał już duży dorobek tłumaczeń i interpretacji Moliera.

Dodam, że dzielę z p. Radziwiłowiczem niedosyt na temat przekładu Boya i Korzeniewskiego (niepublikowanego), co wyłożyłem w swojej książce. Natomiast zgoła nie podzielam myśli p. Radziwiłowicza na temat, że tak powiem, teorii przekładu. Uwagi bowiem wyłożone pokrótce w wywiadzie mogą być zrozumiane jako usprawiedliwienie kompilacji i plagiatu: „Jeżeli ktoś znalazł sformułowanie, które idealnie przylega do właściwego znaczenia, nie widzę powodu, by na siłę podejmować się uprawiania językowej ekwilibrystyki, by to samo wyrazić inaczej”. Wszystko zależy od tego, na jaką skalę się to uprawia. Bo nawet przytoczony przykład: „Dzień dobry!” daje tłumaczowi wiele możliwych wersji, wbrew sądowi p. Radziwiłowicza (jeśli się żyje we własnym świecie językowym). Wielki monolog Sganarela cytowany jako przykład, że „bardzo trudno przetłumaczyć inaczej niż Boy” zapewne został więc przepisany z Boya. Czyżby słów „Niebo jest nad ziemią” nie dało się wyrazić inaczej? Chyba, że ktoś w słowie „nad” i „ponad”, a także oddechu frazy, inwersji, nie widzi różnicy. P. Radziwiłowicz pisze też, że musiał odwoływać się do porównywania z Boyem, tam „gdzie jasność myśli (Moliera) nie była ewidentna”. Czyżby? Aby Molier był jasny, trzeba być po pierwsze zżytym z francuskim językiem siedemnastowiecznym (sam drugi akt, z ludowym językiem, wymaga specjalistycznych słowników), po drugie z kontekstem filozoficznym epoki. Istnieje też sprawa różnych wydań i wariantów. I wcale nie jest pewne, że Boy, traktowany tu jako deska ratunku, wybierał interpretację słuszną. Czytamy, że „inna sytuacja jest wszędzie tam — szczególnie w monologach [...] gdzie myśli postaci należy przetłumaczyć zgodnie z tym, jak zostały wyrażone przez Moliera”. Czyli czasem zgodnie z Molierem, a czasem jak Pan Bóg da? Molier to nie współczesna farsa. Takie niefrasobliwe zdanka, dopuszczające przekład jako kompilację przekładów istniejących, zezwalające na dowolność, nie pasują do modelu tłumacza mającego własny język i wizję utworu. W miarę jak tłumaczyłem literaturę francuską, od XVII po XX wiek, moja estyma do Boya zresztą spadała, choć bywał dobrym stylistą. Proszę przeczytać uwagi Henryka Elzenberga do tłumaczeń Boya.

Jest jednak jeszcze jedna sprawa. Tzw. przepisywanie fragmentów „idealnie przetłumaczonych” przez kogo innego jest ewidentnym naruszeniem praw autorskich. Na tym także polega prawo autorskie, że nie można z czyjegoś przekładu korzystać „częściowo”, partiami. Prawa Boya do honorariów wygasły, ale jego autorskie prawa moralne pozostały.

Niefrasobliwe czy nieostre wypowiadanie się, zalatujące usprawiedliwianiem kompilacji, plagiatowania, naruszaniem prawa autorskiego, a także łatwe mówienie o niejasności jednego z największych klasyków literatury światowej, dlatego, że się go wnikliwie nie studiuje — to nie jest dobra zachęta dla młodych tłumaczy. Dodaję, że nie wyrażam tutaj żadnej oceny przekładu (nie znam go, nie widziałem przedstawienia), nie wiem, czy byłoby to łatwe, gdyż najpierw należałoby dokładnie określić te partie, gdzie tłumacz nie widział powodu, by „wyrażać inaczej” niż Boy, Korzeniewski czy ktoś inny.