Zanim zgaśnie światło artykuł

Informacje o tekście źródłowym

  • autor
  • miejsce publikacji
  • „Gazeta Pomorska” nr 108
  • data publikacji
  • 1991/05/10

Zanim zgaśnie światło

Czym jest śmierć dla zainteresowanego — by tak rzec — a czym wydaje się być dla postronnych, choćby najbliższych umierającemu. Problem żałoby — czy w naszych czasach w ogóle problem?

Zestaw pytań najbanalniejszych, najważniejszych, odwiecznych, które wciąż na nowo, w każdej epoce kulturowej, stawiają najambitniejsi, które należy wciąż na nowo stawiać.
I dawać odpowiedzi. Na miarę swojej wiedzy, odwagi, może pychy, kto wie?

Śmierć Iwana Iijicza, opowiadanie Lwa Tołstoja, jest jego — Tołstoja — wkładem w tę trudną i niezbędną dyskusję ludzi najbardziej świadomych i czujących, prowadzoną przez stulecia na temat umierania i śmierci. Rozróżnienie nieprzypadkowe wcale.

Śmierć… tołstojowską Jerzy Grzegorzewski bierze za punkt wyjścia do swojej ostatniej wypowiedzi artystycznej, przedstawienia — jak zwykle — autorskiego, śmierci Iwana Iljicza według opowiadania Lwa Tołstoja.

Tytuł taki właśnie, długi i omawiający.

Wedle przekładu Iwaszkiewicza, we własnej adaptacji, reżyserii, scenografii. Z udziałem aktora Starego Teatru w Krakowie, Jana Peszka.

Etiuda o umieraniu, śmierci i — oczywiście — sensie życia, bardzo własna, grzegorzewska, oparta jedynie o model tołstojowski.

Bardzo piękne, gęste obrazy teatralne, słowa ważkie, wypowiadane oszczędnie — Peszek jest, jak należało się spodziewać, po prostu świetny — klimat ostatecznych doznań i ostatecznych reakcji.

Ale obok, w tle — operetka, świat żywych, który kwituje na swój sposób cudze umieranie, czyniąc z niego — bez złych intencji — rodzaj rytualnego show.

Czegokolwiek nie napiszą zdegustowani lub zachwyceni (i to możliwe!) elitarni krytycy, Śmierć… według Tołstoja jest już aktem artystycznym wysokiej próby i jako taki oddziałuje. Na wrażliwych i niepodatnych na środowiskowe układy. Nie, to nie jest przedstawienie trudne w odbiorze, przeciwnie, jego zaletą jest uroda i …pogoda.

Pogoda pogodzonych z jedyną prawdziwą nieuchronnością, tym bardziej że zgodnie z Tołstojem, odchodząc wracamy podobno do tego samego tunelu z migającym w oddali światłem. Raz ku życiu, raz ku śmierci, to samo światełko w tunelu.