Antyczna maska Treli artykuł

Informacje o tekście źródłowym

  • autor
  • miejsce publikacji
  • „Polska Gazeta Krakowska” nr 264
  • data publikacji
  • 2007/11/13

Antyczna maska Treli

Choć Jerzy Grzegorzewski od dwóch lat stwarza swoje teatralne światy wśród niebiańskich puchów, to tu, na ziemi, jego przedstawienia wciąż żyją i wciąż robią wrażenie na miłośnikach jego talentu.

Trwający w Krakowie Festiwal Stanisława Wyspiańskiego pozwolił na przypomnienie zrealizowanych przez nieżyjącego już reżysera znakomitych Sędziów, od wielu lat granych na scenie Teatru Narodowego w Warszawie. Pozwolił też jeszcze raz się zachwycić.

Od pierwszych sekund spektaklu wpada się w jego wciągający rytm, nakręcany muzyką Stanisława Radwana. Jak w sennym korowodzie pojawiają się postaci dramatu, błędnie krążące po scenie, w której centralnym punkcie siedzi Samuel, grany przez Jerzego Trelę. Widzimy tylko jego nieporuszone, zastygłe w bezruchu plecy. Żydowski ojciec nie zwraca uwagi na swoich synów — na bezwzględnego Natana (Krzysztof Globisz) i wrażliwego Joasa (Dorota Segda). Nie przejmuje się też zarzutami wykrzyczanymi przez pokrzywdzonego Dziada (Mariusz Benoit). Na razie jest twardy i niepokonany, złamie go dopiero tragedia, jaką będzie śmierć najmłodszego dziecka.

Ale czy naprawdę złamie? Kiedy w finałowym monologu Jerzy Trela siada na podłodze i prawuje się z Bogiem, jego twarz przybiera wygląd antycznej maski. Ostre rysy, wzrok skierowany do góry, kryją jednak w sobie nadludzki ból. Zresztą o aktorstwie w tym przedstawieniu można by pisać książki. O chłopcu Doroty Segdy, który czuje i widzi więcej niż zwykli ludzie, o stanach chorobowych, w które wpada i które tak przejmująco odgrywa aktorka. O Krzysztofie Globiszu, który staje się ucieleśnieniem czystego zła, bezwzględnie wykorzystującego służącą Jewdohę, którą zmusił do zamordowania ich dziecka. Rozpacz i szaleństwo grającej ją Ewy Konstancji Bułhak są tak wielkie, że ciarki przechodzą po plecach.

Ale Grzegorzewski nie byłby sobą, gdyby nie przełamał tego nastroju, wprowadzając na scenę groteskowy chór sędziów. Ten kontrapunkt sprawia, że jeszcze mocniej dociera do nas tragedia bohaterów. Ich los przyciąga nas niczym magnes, którym bawi się Natan, a który stanowi element scenografii świetnie zaprojektowanej przez Barbarę Hanicką. Jerzy Grzegorzewski w zaświatach pewnie nieraz rozstawił już swój ulubiony pantograf, który często pojawiał się w jego przedstawieniach, pewnie nieraz prowadził już dysputę z Panem Bogiem, wykorzystując do tego artystów, którzy na niego czekali w niebiańskich przestworzach. Dobrze, że nam zostawił jeszcze kilka swoich spektakli, które wciąż żyją w jego aktorach.