Beranger umiera z końcem spektaklu artykuł

Informacje o tekście źródłowym

  • autor
  • miejsce publikacji
  • „Didaskalia” nr 16/1996
  • data publikacji
  • 1996

Beranger umiera z końcem spektaklu

Zapowiadając w poprzednim sezonie wystawienie dramatu Eugène’a Ionesco Król umiera, czyli Ceremonie, Grzegorzewski dodawał, że będzie to jego ostatni spektakl. Rozgoryczony brakiem zrozumienia dla tworzonego przez siebie teatru zarówno ze strony publiczności, jak i recenzentów, postanowił zaprzestać reżyserowania przedstawień. I wprawdzie, jak w przypadku wcześniejszych tego typu zapowiedzi, czynionych co jakiś czas, słowa nie dotrzymał, ale wrocławski spektakl zachował charakter, chwilami nader osobistej, spowiedzi.

Król umiera, czyli Ceremonie — pisał Jan Kott — są komedią o umieraniu. Jedyną współczesną komedią o umieraniu i jedyną komedią, w której bohater i główny aktor umiera od pierwszej sceny, zanim umrze w ostatniej.” W spektaklu Grzegorzewskiego Beranger nie widzi sensu odgrywania ceremoniału umierania. Dwukrotnie próbuje zerwać przedstawienie. Za pierwszym razem przerywa nagle swój monolog i ucieka za kulisy, za drugim zaś razem spuszcza kurtynę. Zniecierpliwiony i rozdrażniony powtarza wówczas słowa: „Nie znam tej publiczności, nie chcę jej znać, nie mam jej nic do powiedzenia”.

Grany przez Igora Przegrodzkiego Beranger jest bowiem nie tylko zmuszony[m] do abdykacji, nie mogącym się pogodzić z umieraniem, porażonym lękiem przed śmiercią, Królem z Ceremonii. Grzegorzewski posłużył się w spektaklu tekstami z innym dramatów z postacią Berangera, z Nosorożca i z Pieszo w powietrzu. Dzięki temu Beranger stał się dotkniętym niemocą z powodu zmęczenia, depresji i poczucia utraty sensu uprawiania swego zawodu pisarzem czy w ogóle twórcą, szukającym zapomnienia w alkoholu, zagubionym we współczesnej cywilizacji.

Ten Beranger, zanim rozpocznie się spektakl, śpi w jakimś rozklekotanym łóżku, z podwójnym oparciem, ale bez przednich nóg. Pomiędzy materacem a obudową łóżka wciśnięta jest opróżniona butelka po winie. Stan abnegacji wywołanej depresją lub alkoholizmem. Na scenę wchodzi Dziennikarz ubrany w dżinsowe spodnie, skórzaną kurtkę i baseballową czapkę z daszkiem. Pragnąc obudzić Berangera posuwa się do brutalnego żartu. Odsłania stopy śpiącego, pomiędzy palce wsuwa kawałki gazety i podpala je. Beranger wyskakuje spod kołdry z wrzaskiem, ale niczym nie zrażony Dziennikarz zadaje mu serię pytań: „Kiedy zobaczymy na wielkich światowych scenach nowe pańskie arcydzieło?” „Niektórzy mówią, że to z obawy przed konkurentami porzucił pan, przynajmniej na pewien czas, teatr” etc. Beranger odmawia udzielania odpowiedzi, lecz Dziennikarz wyciąga zza kulis wielki mikrofon na żurawiu i podtyka go pod usta przepytywanego. Słowa Berangera („Zła czy dobra — krytyka mnie męczy. Męczy mnie teatr, męczą mnie aktorzy”.) zapisuje też w notesie. Robi zdjęcia aparatem zawieszonym na szyi. Jest bezceremonialny. „Władza dziennikarza — zauważył Milan Kundera — nie opiera się na prawie do stawiania pytań, lecz na prawie do wymagania odpowiedzi.”

Dziennikarz, ze swoim mikrofonem, powróci jeszcze w jednej ze scen. Pozostałe postacie, by go zadowolić, będą się starały spełnić jego oczekiwania. Dwie kobiety ujawnią sekrety swego życia osobistego, służąca odsłoni naiwne pragnienia („Ja się kocham… sama nie wiem w czym”), a dwóch starszych panów odegra brutalny pojedynek („Zmiażdżę cię, zmiażdżę cię”) przypominający publiczne dyskusje. Dziennikarze dyktują tutaj reguły gry i wszystko nadaje się na sprzedaż.

Berangera leżącego w łóżku nawiedza zagadkowa postać w sędziowskiej todze, w masce z commedii dell’arte na oczach, zaciskająca mu pętlę sznura na szyi. W głębi przesuwa się postać z kosą w dłoni. Kat i kostucha są zwiastunami śmierci. Na scenie pojawiają się trzy kobiety: władcza i dumna Małgorzata (Halina Skoczyńska), infantylna i histeryzująca Maria (Jolanta Zalewska) oraz służąca Julia (Iga Mayr). Kobiety te będą między sobą prowadzić nieustanną grę, usiłując dominować, rywalizując o względy Króla (w trakcie ceremonii umierania będą się nawet okładać po głowach pluszowymi poduszkami). Na razie jednak próbują przede wszystkim przywołać do porządku Berangera, który pociąga z ukrytej pod poduszką piersiówki. Beranger sadowi się na niskim tronie stojącym w głębi sceny. Obuty w kapcie próbuje iść z powrotem w stronę łóżka, ale potyka się i przewraca. Wspierany przez kobiety wraca na tron, po czym ponownie pokonuje drogę i mimo drobnego potknięcia dociera do celu, padając bezwładnie na łóżko. Mówiąc o powodach picia („To mnie uspokaja, daje odprężenie, zapomnienie.”) Beranger rozluźnia się, wpada w błogostan. W tej scenie Beranger nabiera rysów Konsula z Pod wulkanem, tyle że nieco burleskowego.

Gdy Beranger zajęty jest podziwianiem piękna własnej twarzy w lustrze na scenie pojawiają się postacie z Nosożca. Przy wysuniętych zza kulis deskach do prasowania, pochyleni niczym urzędnicy nad biurkami, dwaj mężczyźni, w rytmie dzwonka, chichotów i gwizdów, mechanicznie rozwijają zrolowane kartki papieru. (To zapewne przetworzona scena w wydawnictwie, w trakcie pracy nad korektami, z Nosorożca.) Lekarz (Krzysztof Bauman) jako barman wpada dzierżąc w dłoniach po trzy szklane kufle od piwa. Na jego łysej czaszce Beranger próbuje doszukać się rogu nosorożca. Sam daremnie stara się upodobnić do Nosorożca i wydobyć z gardła ryk. Na scenę wniesiony zostaje nosorożec i, zawieszony na linach, uniesiony w górę.

Wokół desek do prasowania pełniących teraz rolę barowych stolików, grupuje się towarzystwo. Łyżeczkami miesza w pustych kuflach, przy czym jednocześnie odrzuca łyżeczki za siebie, w głąb sceny. Krąży też złota bombonierka z czekoladkami. Toczy się konwersacja, której przysłuchuje się Beranger siedzący na proscenium. Logik (Bogusław Danielewski) i Starszy Pan ( Ferdynand Matysik) prowadzą dyskusje o sylogizmie, kotach i umieraniu („Wszystkie koty są śmiertelne. Sokrates jest śmiertelny. Czyli Sokrates jest kotem.”) Jest w tym delikatna parodia teatru absurdu. W stronę Berangera padają pytania: „Czy znasz teatr awangardowy, o którym się tyle mówi? Czytałeś sztuki Ionesco? Właśnie go grają. Skorzystaj z okazji.”

Na scenę wpada Julia z rozdeptanym kotkiem. Lamentuje i szlocha, kładzie się na łóżko, przykrywa twarz poduszką. Motyw kota powraca w jeszcze jednej scenie. Beranger ze wstęgą przewieszoną przez pierś, zamienia się w literata, członka akademii, odczytującego swój utwór na wieczorze autorskim. Staje w niedbałej pozie przy stole przykrytym suknem, z ustawionym pośrodku tronem i z kartek odczytuje wspomnienie o kotku („Miałem kotka, cały był rudy.”) odpowiednio modelując głos i stosując pauzy. Lekturę przerywa co jakiś czas tłumiony szloch Julii i przywoływanej do porządku karcącym wzrokiem. Berangera słuchają Małgorzata i Maria, w eleganckich sukniach z odkrytymi ramionami, zasiadujące na stylowych krzesłach ustawionych u podnóża schodów prosceniowych. Pod wpływem utworu Berangera obie kobiety zmieniają się w sunące na czworakach i prężące swe ciała kotki. Beranger daje się wciągnąć w erotyczną grę, przez chwilę pieści ciała kobiet.

Rytm tego aktu, złożonego z krótkich scen, pod koniec ulega rozprężeniu. Narasta rozdrażnienie i zmęczenie Berangera. Sytuację opanowuje Strażnik (Cezary Kussyk), który w roli szambelana wywołuje wszystkie postaci niczym pod czas dworskiego ceremoniału. Nim opadnie kurtyna Król, obie Królowe, Julia i Lekarz stoją sztywno na scenie, gotowi do podjęcia właściwej gry.

Drugi akt wypełnia w całości ceremonia umierania. Beranger odziany w królewski czerwony płaszcz, ale z ogromnym dziecięcym śliniaczkiem na piersi, usadowiony zostaje na podwyższeniu, na przykrytym suknem stole. Siada na tronie. U podnóża na stołeczkach przykucnęły Maria i Małgorzata. Lekarz z pomocą ludzi celebruje obmywanie królewskiej stopy. Bosą nogę Berangera, umieszczoną w stołeczku z miednicą, Julia polewa wodą z dzbanka. Lekarz uderzając Króla młotkiem w kolano sprawdza odruch warunkowy. (Ponieważ odruch działa, opryskiwany jest bez przerwy wodą.) W głębi na metalowych schodach idących ukośnie w górę, lecz w połowie uciętych, staje Strażnik. Usiłuje przekazywać królewskie rozkazy, ale tknięty jest paraliżem, a z ust jego wydobywa łamiący się dyszkant. W Królu narasta niezgoda na śmierć, staje się samolubny, kapryśny, dziecinnieje. Uspokaja się na moment pogrążając się w rozmowie z Julią o jej monotonnym i ciężkim życiu. Oboje siadają na okrągłym tronie zbudowanym z metalowych prętów, naśladującym konstruktywistyczne rzeźby, lecz zwieńczonym koroną. Pod wpływem opowieści Julii Beranger nabiera ochoty na sztukę mięsa. Wpada w szał z trudem opanowany przez otoczenie. Maria w histerycznym szlochu domaga się zaświadczenia miłości („Kochasz mnie? Ja ciebie kocham.”) Beranger wyznaje, że kocha tylko siebie, a Małgorzata opanowuje sytuację wydając polecenia mocnym głosem.

Usadowiony na fotelu na kółkach Beranger wciągnięty zostaje w galopadę całego dworu. Grupa ta, mimo szalonego pędu, tkwi w miejscu. Przypominane są zasługi Króla („To on wymyślił proch. itd.”) Po tym nieoczekiwanym przyspieszeniu rytmu spektakl ulega zwolnieniu. Przez scenę ponownie przesuwa się Kat w todze i w masce. Nadchodzi moment agonii.

Lewą stronę sceny przesłania czarny ekran. Na proscenium wychodzi w czarnej sukni Małgorzata. Wspiera się na lasce, na przedramieniu ma zawieszona małą torebkę. W tym stroju przeprowadzi Berangera na druga stronę. Jest sama na scenie, ale cały czas zwraca się do nieobecnego Króla. Mówi spokojnie, delikatnie, czule, ale widać, że przychodzi jej to z trudem. Wyimaginowana przechadzka ma przecież pomóc umierającemu w możliwie najmniej bolesnym rozstaniu się z życiem. „I już, widzisz, nie masz głosu, twoje serce nie musi bić, nie warto oddychać. Zbyteczne było całe to podniecenie, prawda?”

Spektakl zamyka krótki epilog. Czarny ekran unosi się. Przy stoliku barowym, nad kuflami piwa, Starszy Pan i Logik, wspominają zmarłego. Mówią, że umarł, bo chciał umrzeć i że do końca pozostał komediantem. Nad nimi Maria i Małgorzata całe w czerni, z kieliszkami do szampana w dłoniach, prowadzą konwersację o tym, co się dzieje z umarłymi po tamtej stronie („Dostają antygłowy, antyczłonki, antyubrania, antyuczucia, antyserca”). Na łóżku siedzi zastygły Beranger, obok Julia. W głębi stoliki z krzesłami ustawionymi do góry nogami na blatach. Opustoszała kawiarnia, w której opija się śmierć przyjaciela. Urwane dialogi ze środowiskowej stypy. Ironiczna pointa czyichś zmagań z życiem przerwanych nagle śmiercią.

Temat śmierci obecny był w teatrze Grzegorzewskiego zawsze. Początkowo śmierć była przede wszystkim rezultatem tendencji autodestrukcyjnych, pragnienia samozniszczenia. To ono było przyczyną samobójczego strzału Trieplewa w Czajce, przypadkowego zejścia Rossmana w Ameryce i rozciągniętej w czasie agonii Konsula z Powolnego ciemnienia malowideł. W Śmierci Iwana Iljicza zmierzył się Grzegorzewski ze śmiercią niechcianą i niespodziewaną, próbował ukazać jej absurd i komizm. W spektaklu tym dominujący był, jak pisała Elżbieta Morawiec, „duch Beckettowskiej clownady z Czekając na Godota”. W Różewiczowskim Złowionym, a potem w Jagogogo kocha Desdemonę (parafrazie Śmierci w Wenecji Tomasza Manna) pojawił się motyw pogodzenia się ze śmiercią nieubłaganie nadciągającą wraz z upływem czasu i starzeniem.

W Król umiera są znamienne dla Ionesco lęk przed śmiercią i niemożność pogodzenia się znią. Jan Kott w nekrologu opublikowanym po śmierci Ionesco pisał, że „w tej tragicznej błazenadzie próbował” on „ośmieszyć śmierć, albo przynajmniej zagadać”. Dlatego we wrocławskim przedstawieniu obok scen burleskowych czy farsowych, operujących grubym i często mało wybrednym żartem, pojawiają się sceny grane serio. Jest w nich nędza starzenia się, rozpaczliwość alkoholizmu, poczucie niemocy, samotność w obliczu umierania i powaga śmierci. Czyni to ów spektakl chwilami przejmującym.

Wielka w tym zasługa aktorów. Przede wszystkim Igora Przegrodzkiego, sugestywnego zarówno w scenach groteskowych, jak i w granych z ogromną prostotą i powściągliwością scenach odsłaniających nędzę ludzkiej egzystencji. Rys komedianctwa jaki nadał Przegrodzki swemu Berangerowi jest próbą obrony godności i suwerenności swej osoby w obliczu zagrożenia ze strony nosorożców i agonii. Od czasu Ojca ze Ślubu Przegrodzki nie stworzył równie wybitnej roli w przedstawieniu Grzegorzewskiego. Szczególnymi postaciami w tym spektaklu są też Julia Igi Mayr i Królowa Małgorzata Haliny Skoczyńskiej. Zarysowane groteskowo mają wewnętrzny dramatyzm. Stara służąca, pokorna i prostoduszna oraz odtrącona, była żona, dumna i nieugięta pomagają Berangerowi przejść na drugą stronę, pokonać lęk i przezwyciężyć uczucie osamotnienia. Julia w czasie rozmowy o swym życiu i Małgorzata w trakcie przeprowadzania umierającego na tamtą stronę, umieją współczuć Berangerowi. Obie sceny aktorki grają w sposób stonowany i wyciszony, z drobnymi elementami komizmu, co czyni je tym bardziej poruszającymi.

Cały zespół aktorski — na ogół współpracujący z Grzegorzewskim w okresie, gdy prowadził wrocławski Teatr Polski — doskonale rozumie reżyserskie intencje i szczególny typ humoru.

Barbara Hanicka, która w ostatnich spektaklach (La bohème, Dziady: Dwanaście improwizacji, Don Juan) tworzyła scenografie wywołujące mnóstwo zastrzeżeń, niepotrzebnie dopowiadające to, co w spektaklu miało być wieloznaczne, pełne natrętnej symboliki, cechujące się przy tym złym gustem i wątpliwym dowcipem, tym razem powściągnęła swoją inwencję. Poza niektórymi kostiumami (na przykład Lekarza jako Kata) i elementami dekoracji (na przykład tron) generalnie scenografia przystaje do poetyki przedstawienia usiłując naśladować dawne prace Grzegorzewskiego.