Dlaczego „Don Juan” ma powodzenie? artykuł

Informacje o tekście źródłowym

  • autor
  • miejsce publikacji
  • „Wiadomości Kulturalne” nr 25
  • data publikacji
  • 1996/06/23

Dlaczego „Don Juan” ma powodzenie?

Gdyby odpowiedź na to pytanie była oczywista, nie byłoby odwiecznego mitu Don Juana i przedstawienie Grzegorzewskiego (w Teatrze Studio w Warszawie) nie cieszyłoby się tak wielkim sukcesem. I nie budziłoby kontrowersji. Tym bardziej że Grzegorzewski właśnie dla Don Juana ostatecznie porzucił (jak sam powiada) swój dotychczasowy styl swobodnego tworzenia scenicznego na kanwie cudzych utworów literackich, aby tym razem po prostu tylko interpretować cudzy tekst. Cudzy, lecz nie byle kogo. Cudzy, lecz genialny, o czym na ogół u nas nie wiadomo.

Mit Don Juana to mit uwodziciela, mit śródziemnomorski, dany przed wiekami najpierw w hiszpańskich opowieściach, a potem w dramacie i teatrze. Ale Don Juan to także pewien przykry problem. Stanowi go sam fenomen uwodzenia, a zwłaszcza uwiedzenia już dokonanego. Postawiła go Biblia chrześcijan, twierdząc, że to właśnie od uwiedzenia zaczęła się egzystencja ludzi poza krainą szczęśliwości, poza Rajem. Cóż więc? Czy uwodzicielstwo to sprawa osobowości uwodziciela? Czy może tylko wielkiego napięcia pożądania? (jak twierdzi Kierkegaard). A może jest to kwestia woli mocy, namiętności panowania, dominacji, supremacji? (jak twierdzi Adorno). Czy może jest to perwersyjna namiętność eksperymentatora, kuszenie natury, aby zdradziła swe sekrety? (jak powiada Tomasz Mann). Albo może jest to po prostu przeciwieństwo miłości? (jak twierdzi Fromm). Wszystko to jest w Biblii. Ale co jest w mitycznym Don Juanie? Co sprawia, że także i ten uwodziciel odnosi sukcesy? Fascynacja złem, urzeczenie grzechem, namiętność perwersji? A może jakaś charyzmatyczna siła uwodziciela, siła fatalna? A więc jednak urzekająca osobowość, a więc jednak miłość?

Tak, tyle że inna. Uwodzicielska właśnie, dlatego że inna. Bo nie owa sokratejska miłość wielka, wywodząca się z Platona, z liryki trubadurów, z miłości Tristana, Romea i Julii, Cyda, Bereniki, której istotą jest wzniosłość, i nie owa przyziemna miłość małżeńska, głoszona przez Kościół, której istotą jest wierność. Lecz miłość taka, jaką daje sama natura, miłość-zachwyt-pożądanie-namiętność, zdolna do wielokrotnego ponawiania się, gotowa płonąć dla wielu naraz, a pojawiająca się nagle i znikająca niespodziewanie. A więc zbuntowana przeciw obu wielkim ideałom miłosnym, stanowiącym sam fundament klasycznej kultury europejskiej. To właśnie jest źródło śródziemnomorskiego mitu Don Juana, stąd właśnie siła jego uwodzicielstwa: urok miłości zbuntowanej.

W tradycji hiszpańskiej Don Juan był wartogłowem i przestępcą surowo ukaranym. W tradycji włoskiej był rezonerem w sporze ze swym sługą (tylko że nie wiadomo, który z nich ma rację). W tradycji romantycznej był wielkim panem, ale złym człowiekiem (jak chce Molierowski Sganarel). A po II wojnie światowej stał się intelektualistą: walczącym albo z Bogiem, albo z sobą samym.

Don Juan Moliera jest bardziej zagadkowy. Swoją buntowniczą filozofię swobody seksualnej przedstawia jako filozofię praw natury, ale swój nagły zwrot ku hipokryzji stosowanej, wymagającej publicznego zaparcia się jego własnej filozofii miłości, przedstawia jako filozofię prawa społecznego. Tak unaocznia antynomię natury i kultury, sprzeczność moralności naturalnej i moralności społecznej. Gorzej: oba jego udane akty uwodzicielskie unaoczniają, że prawdziwym motywem każdej uwiedzionej jest zawsze interes: albo seksualny (jeśli jest bogata), albo materialny (jeśli jest biedna). Prowokacja uwodzicielska Molierowskiego Don Juana odsłania więc w ludziach, splątanych intrygą uwodzenia, brud moralny, a w losie ludzkim — fatalny, bo nierozstrzygalny konflikt. Don Juan Moliera odsłania tedy zło, którego nikt nie jest winien, zło jako jądro tego bożego świata.

Tego już żadną miarą nie można było Don Juanowi darować. Za bezbożne słowa, za niepohamowany erotyzm mogła go spotkać co najwyżej kara, ale za pokaz zła, jako zasady rządzącej ludzkością, mogła go spotkać tylko zemsta. Dramatyczna akcja Molierowskiej komedii o Don Juanie pokazuje, dlaczego Don Juanowi nie udaje się uciec przed zemstą. Musi bowiem zostać zniweczony ten, co nie tylko mówi, lecz i w praktyce dowodzi, że załganie jest podstawowym wymaganiem kultury, razem ze wszystkimi jej wzniosłymi ideałami.

Na marginesie dodam (czego Boże broń nie trzeba brać za recenzję!), że na tym tle lepiej widać, dlaczego Grzegorzewski wolał pokazać Molierowskiego Don Juana jako zmartwionego intelektualistę: szuka on Boga (i Radziwiłowicz jako Don Juan znakomicie to przedstawia), więc martwi się tym, że grzeszy (i Peszek jako Sganarel wspaniale mu to uprzytamnia). W takiej interpretacji komedii Moliera o Don Juanie jedyna naprawdę śmieszna postać to oczywiście Zamachowski, jako głupi chłopski narzeczony Bóg zapłać!