„Irydion” w Łódzkim Teatrze im. Jaracza artykuł

Informacje o tekście źródłowym

  • autor
  • miejsce publikacji
  • „Słowo Powszechne” nr 127
  • data publikacji
  • 1970/05/28

„Irydion” w Łódzkim Teatrze im. Jaracza

Jest to trzecia powojenna inscenizacja poematu dramatycznego pt. Irydion Zygmunta Krasińskiego (w 1958 r. w krakowskim Starym Teatrze, w 1966 w warszawskim Teatrze Polskim), a czternasta w ogóle. (Polska prapremiera odbyła się 19 listopada 1908 w Łodzi).

Zawarta w nim koncepcja drogi do wolności, postulat doskonalenia się wewnętrznego jako podstawowy „kamień filozoficzny” osiągnięcia pełni wolnego bytu, osąd wszelkiej walki zbrojnej, której motorem jest tylko zemsta, wreszcie stosunek poety do wydarzeń polskich z 1831 r. — to przecież jeszcze niecały portfel problematyki dzieła. Dlaczego musi u Krasińskiego przegrać Irydion (tak atrakcyjny przecież dla romantyków „duch mściciel”? Krasiński daje odpowiedź niedwuznaczną: najbardziej szlachetny bunt, oparty tylko na negacji, bez programu pozytywnego na później — skazany jest na klęskę. Przychodzi „za wcześnie”. To „za wcześnie” oznacza też: kiedy jeszcze nie zwyciężyła idea powszechnej miłości.

Jakiego Irydiona proponuje widzom Jerzy Grzegorzewski, Twórca przedstawienia łódzkiego? Pierwsza odpowiedź jaka się nasuwa, to — Irydiona polskiego. Znaczy to parę spraw: i tę, że spektakl jest bardzo wyraźnie „przymierzony” do powstania listopadowego, uczytelniany dodatkowymi skojarzeniami, ułatwiającymi przeniesienie sytuacji z Rzymu do Polski (Irydion np. nie wstępuje na stos Elsinoe, tylko dołącza do statycznej grupy „polskiej”: dziewczyna — ojczyzna, podchorążak, panowie w czerni — statyści i politycy warszawscy). Ale znaczy też więcej — Irydion (Bogumił Antczak) reprezentuje „typowo polską” mentalność, z całą jej skłonnością do krańcowości, do uczuć, które są „aż do dna”, do lekceważenia elementów nie mieszczących się w jego obsesji. Syn mściciel — Grek Irydion wyhodował wprawdzie swoją nienawiść i opętańczą ideę zemsty pod wpływem nauk Masynissy, ale kiedy machina zemsty poszła w ruch, nikt i nic nie byłoby go w stanie powstrzymać. Irydion dąży do celu którym jest śmierć Romy, hańba tyrana, ale co będzie potem, nie myśli. Mimo, że jego umysł wyczuwa „znaki czasu”, zapowiedzi nowego, które , są jednocześnie ogniwem brakującym w jego koncepcji. Może tym co scementuje zróżnicowane motywy mścicieli powinna być chrześcijańska idea jedności świata, może po prostu — dojrzałość społeczeństw, zbyt jeszcze nie przygotowanych do tego, by — po zburzeniu — zacząć od nowa budować?

Przedstawienie łódzkie urzeka urodą plastyczną; każda sytuacja jest tu na planie plastyki dodatkowo skomentowana, zamknięta. Operuje się bardzo oszczędną dekoracją i „znaczącymi”, metaforycznymi kostiumami. Tekst obejmuje całość Irydiona (wstęp, 4 części, dokończenie) — przy radykalnych skrótach. Czytelne i logiczne w przekazaniu „polskiego szyfru”, jest chyba jednak zubożone nieco w planie uniwersalnej warstwy problemowej. Jeżeli pojawia się w spektaklu zaprzepaszczona przez Irydiona szansa koncepcji odrodzenia człowieka przez miłość (Kornelia), to nie znajdziemy w nim śladów nieobcej Krasińskiemu dialektyki historycznej: stare rodzinowe, jeżeli więc stare jest nawet złe i zmurszałe — wyłoni się z tego nowy świat, lepszy. Jest natomiast bunt bez strategii, bunt bez wyliczenia za i przeciw, bunt skazany na klęskę. Tragiczny, samotny ale — „po polsku” — swoją temperaturą i pobudkami piękny. Na plus reżysera zaliczyć należy także i to, że spektakl jest bardzo równy, że jest właściwie tym, co określa się mianem przedstawienia zespołowego. Z tego zgranego zespołu najbardziej zostali mi w pamięci Bogumił Antczak (Irydion), Ewa Mirowska (Kornelia), Maciej Małek (Aleksander) i Ryszard Żuromski (Heliogabal).