Komedia dla Wojtycha artykuł

Informacje o tekście źródłowym

  • autor
  • miejsce publikacji
  • „Głos Wielkopolski” nr 124
  • data publikacji
  • 1971/05/27

Komedia dla Wojtycha

Spektakl Jacusia w Teatrze Nowym trwa półtorej godziny. Gdyby jednak odjąć z tego wszelkie antrakty, pauzy oraz nieme aktorsko sceny pantomimiczno-muzyczne rzecz cała z powodzeniem mogłaby zmieścić się w ramach godziny. Ubiegłowieczna komedia Edwarda Lubowskiego jest bowiem rzeczywiście bardzo wątła intelektualnie i fabularnie. I zapewne nie sposób byłoby zrobić dziś w oparciu o nią spektakl serio. Jeśli więc grać ją, to po to, aby się bawić. Taki też, nieco persyflażowy charakter ma inscenizacja Jerzego Grzegorzewskiego na scenie Olimpii.

Wszystkie postacie, sprawy i sytuacje są tu świadomie mocno przerysowane i uteatralnione. Wszystko pokazane zostało w tonacji grubo mocniejszej niżby to sam tekst sugerował. I w rysunku psychologicznym postaci i w charakteryzacji i w geście scenicznym i w ubiorze. Bardziej po prostu farsowo i groteskowo. Albo inaczej, tak farsowo, że aż groteskowo. Ale też dzięki temu widz się tu nie nudzi. Zastanawia się co najwyżej czemu tak interesującemu reżyserowi jak Grzegorzewskiemu, powierzona została w Poznaniu sztuka, tak małe, mimo wszystko, możliwości stwarzająca mu do popisu.

Głównym atutem spektaklu jest Tadeusz Wojtych jako tytułowy, nieobeznany z życiem wielkoświatowym nagły milioner — pan Jacuś. I można sądzić, że to właśnie fakt posiadania w swym zespole tego aktora zadecydował o wyborze tej komedii. Wojtych, jak wiemy doskonale, umie bawić i wiele też w sztuce Lubowskiego znajduje okazji po temu. Podobnie zresztą jak Jadwiga Żywczak, ów Wojtych w spódnicy, w zabawnej roli panny na wydaniu z dalekiej prowincji. Wszyscy grają zresztą w tym spektaklu ostro, farsowo, z mocnym przytupem. W ten sposób buduje postać zaproszony gościnnie z opery Edward Kmiciewicz. W ten sposób gra Jacek Flur z radia. W jeszcze większym stopniu ów nieco parodystyczny styl interpretacji aktorskiej widoczny jest w nieomal po witkiewiczowsku traktowanych rolach pań z arystokracji: Małgorzaty Załuskiej i Haliny Przybylskiej.

W sumie więc typowo rozrywkowe i całkowicie zgodne z porą roku oraz profilem Olimpii — jako tej sceny wyłącznie relaksowo-muzycznej — przedstawienie. Czy wytworzy ono jednak nawyk stałego chodzenia do Olimpii, nie znajdującej nadal sympatii u przeciętnego widza, trudno orzec. Wszystko zależy bowiem w tym przypadku tylko od stopnia popularności wśród poznaniaków Tadeusza Wojtycha.