Lekcja gimnastyki według Diderota artykuł

Informacje o tekście źródłowym

Lekcja gimnastyki według Diderota

Poważne kłopoty z wejściem na ten „wieczór teatralny w dwóch częściach” nakazują szczególną uwagę na reakcje publiczności w czasie spektaklu. Bowiem zaskakujące powodzenie przewrotnej powiastki starego Encyklopedysty wynikać może z wielu, wykluczających się nawet, powodów. Rozpatrzmy dwa podstawowe. Pierwszy wypełnia sprawa treści. Treści niesionych przez sam utwór, jak i znaczeń dopisanych przez adaptatora.

Kubuś Fatalista i jego pan napisany został w roku 1773, a więc w okresie, kiedy Diderot już właściwie zakończył zwycięsko swą batalię o Encyklopedię i kiedy mógł — wiele po Europie podróżując — poświęcić się pisaniu dla przyjemności. Pisanie dla przyjemności oznaczało pisanie do szuflady, byle tylko nie zaszkodzić swemu dziełu życia — Encyklopedii. Kubuś…, jak i wiele innych utworów, pozostał w tece pisarza, by tuż po jego śmierci (1784) przedostać się do Niemiec, a dopiero w roku 1796 być wydrukowanym po francusku.

Dlaczego treści Kubusia… budziły takie obawy autora, dlaczego przedsięwziął takie środki ostrożności? — Był bowiem Kubuś… utworem rewolucyjnym nie tylko w wyrafinowanej konstrukcji formalnej. W tym dialogu służącego z panem służący wypiera swojego pana, jest od niego zdecydowanie mądrzejszy, spogląda na otaczający świat w sposób bardziej bezpośredni i przenikliwy. Jest sędzią i autorytetem, to on znajduje odpowiedzi na pytania, to jemu zawdzięcza pan — życiowy fajtłapa — wyjście z najbardziej powikłanych niebezpieczeństw.

Akcentując społeczne odwrócenie ról bohaterów Kubusia… znakomity literaturoznawca Wiktor Szkłowski zaryzykował następującą analizę utworu: „Powieść Diderota napisana jest jak katechizm: pan pyta, służący odpowiada, ale odpowiada w sposób nieoczekiwany, mówi nie to, co przyjęte było wysłuchiwać od służącego w dawnym układzie stosunków społecznych. Kubuś wyprzedza w czasie swego pana. Jest on nie tylko fatalistą, ale również wierzy w przyszłość”.

Witold Zatorski, konstruując współczesny scenariusz teatralny, świadom był, iż z tej bogatej ideologicznej tkanki pozostaje atrakcyjna dla XX-wiecznego odbiorcy konstrukcja ludowego bohatera, wesołka i mędrka, pełnego niespodzianych pomysłów i zaskakujących skojarzeń, gotowego dla dowcipu poświęcić wszystko, a dla przygody zaryzykować najgorsze.

Pamiętał też Zatorski o stanowiącej łącznik poszczególnych opowieści sytuacji podróży: oto pan ze swoim sługą człapią, nie spiesząc się, konno, a dla skrócenia nudów Kubuś opowiada historię swoich amorów. I dopiero w tę historię, jak gdyby nie mającą nigdy końca, bo nieustannie przerywaną, zasadniczą, i dla Kubusia i dla Pana, wplecione są realistyczne przygody podróży, wspomnieniowe anegdoty i niezliczone dygresje.

Zachowując Diderotowski szkielet konstrukcyjny, Zatorski starał się nie zlekceważyć jeszcze jednej, niezwykle istotnej warstwy Kubusia…, za jaką uznać trzeba żywioł autotematycznej polemiki. W książce niemal na każdej stronie znaleźć można rozmowy Diderota z czytelnikami o szablonach literackich i konwencjach, krępujących i czytelnika, i autora; każdy niemal rozdział tchnie ironią świadomego żonglera i parodysty. Persyflaż modnych romansów epoki, parodia „drewnianych” — jak pisze Boy — „alegorii”, kpina z reguł krytyki literackiej — to tylko niektóre oznaki cudzysłowu wobec współczesnych Diderotowi normatywów gatunkowych.
Pragnąc przerzucić ten żywioł na deski sceniczne reżyser zaproponował umowność estrady kabaretowej. Kabaret to forma, która — jego zdaniem jako inscenizatora — zarówno w sposobie przekazu bezpośredniego, jak i z góry założonej konwencji scenicznej oddać miała wielopoziomową strukturę Kubusia… jako żywego utworu polemicznego.

Rozpoczął Zatorski od zagospodarowania sceny przez Jerzego Grzegorzewskiego. Pozostawił rozbudowane proscenium, które także będzie grać, łącznie z kieszeniami; tył sceny ogranicza sunięta od góry drewniana kurtyna zabezpieczająca. W środku jedynym elementem dekoracyjnym stały się dwa geometrycznie ukształtowane praktykable, zsuwane i rozsuwane w zależności od przebiegu akcji. Podobnie rozumiano umowność w kostiumie. Aktorzy otrzymali czarne trykoty, na które nałożyli stylizowane wierzchnie odzienia.

Przeniesiona z łódzkiego Teatru Nowego propozycja Witolda Zatorskiego, zrealizowana też w Kaliszu, wygląda na konsekwentną próbę teatralnego kabaretu. Co więcej, Zatorski, stara się być wiernym formule, wprowadził w funkcji przerywników piosenki o bardzo zróżnicowanej amplitudzie nastrojów, że skorzystał z pomocy takiego mistrza teatralnej i kabaretowej muzyki, jakim jest niewątpliwie Stanisław Radwan, więc i ta sfera odbioru stała się atrakcyjna. Klimat piosenek budować miał grający na żywo zespół, ukryty z tyłu za ulubionym Grzegorzewskiego lustrzanym parawanem. Wreszcie jeszcze jeden element wzbogacający estradowy charakter przekazu: postaci epizodyczne, a więc i te, które na swej drodze spotykają jeźdźcy, i te przywołane w opowieściach i wyobrażeniach Kubusia, otrzymały potężną dawkę zadań gimnastycznych jako znanych elementów estradowego popisu.

W tak zarysowanej osi konstrukcyjnej spektaklu, uciekającego od wszechobecnej na scenie imitacji i przedstawiania, kryje się odpowiedź na pytanie o frekwencję. Obnażenie chwytu, kpina z konwencji, ironia bezpośredniego przekazu, a także przenikający całość cudzysłów — to atrakcje dla polskiej publiczności, oczekującej z niecierpliwością dobrego kabaretu. Stąd taki tłok w warszawskim Teatrze Dramatycznym, stąd walka o bilety.

Mimo tych wszystkich plusów, które tłumaczą zainteresowanie liczności, a które wyraziście kreowały linię myślową inscenizatora, Kubuś… w Dramatycznym nie jest wieczorem w pełni udanym. Dlaczego? Dlatego, że o wartości ostatecznej takiego odstawienia decydują zawsze aktorzy, oni właśnie, ich dyspozycja w danym dniu, wyrazistość i twórcza zmienność stanowią odpowiedź na pytanie, czy inscenizacyjny schemat zostanie wypełniony treściami żywymi, które albo zostaną przerzucone przez rampę albo pozostaną tworem intencjonalnym — myśli i wyraźni reżysera.

Aktorzy odpowiedzieli na powyższe pytanie w sposób bardzo rozmaity, a rozmaitość ich odpowiedzi zadecydowała ostatecznie, iż Kubuś Fatalista na scenie Teatru Dramatycznego to wieczór bardzo nierówny, pełen dramaturgicznych zapaści i interpretacyjnej nudy. Obok sekwencji znakomitych niesie warszawski Kubuś… sekwencje żenująco słabe, zwłaszcza w niektórych partiach śpiewanych. Całkowicie zawiódł Mieczysław Voit, absolutnie nie dźwigający postaci ogłupiałego Pana i nie znajdujący dostatecznie wiele środków na zagranie estradowego dystansu, zaś trzej młodzi (Marek Bargiełowski, Marek Kondrat i Karol Strasburger) zafascynowani ćwiczeniami gimnastycznymi, zadanymi im przez reżysera, zapominali o dowcipnej interpretacji dialogów.

Zbigniew Zapasiewicz jako Kubuś może zapisać kolejną świetną kreację na swoim koncie i aż szkoda, że nie znalazł partnerów. W zestawieniu ze świetną rolą łódzką Bogusława Sochnackiego, który także nie znalazł partnerów, Zapasiewicz jest bardziej refleksyjny, jakby bogatszy o zwątpienia i klęski naszego „wspaniałego wieku”, jest bardziej przewrotny i okrutny, jest autoironiczny i w swym autodystansie bardziej tragiczny.

Całkowitą rewelacją wieczoru okazał się odtwórca kilku epizodów — Wiesław Gołas, którego można by „jeść całymi łyżkami”. Przypomniał swoje najlepsze osiągnięcia, czując zarówno temperaturę, jak i dopuszczalny czas trwania każdego gagu. Dopracował każdy element tak, że żadna z sytuacji i żaden z dowcipów nie były puste, co niestety stało się udziałem jego kolegów.

Kubuś fatalista” to spektakl bardzo dziwny i pouczający. Ilustruje paradoks o aktorze estradowym, którego nie zastąpi nawet najbardziej przenikliwa koncepcja inscenizacyjna. Gimnastyka à la Diderot nie może pozostawać jedynie w sferze działań fizycznych. Nie może też ograniczyć się do wypełnienia zadań tekstowych. Autor słynnego Paradoksu o aktorze nie na darmo dowodził, że „aktor musi tkwić zarówno w swojej roli, jak i być ponad nią”. Właśnie o tym „być” w bezpośrednim kontakcie z publicznością zapomniało wielu odtwórców warszawskiego Kubusia… A kabaret takich rzeczy nie wybacza.