Mądra zabawa artykuł

Informacje o tekście źródłowym

  • autor
  • miejsce publikacji
  • „Trybuna Ludu” nr 305
  • data publikacji
  • 1976/12/22

Mądra zabawa

Myśl Diderota i francuskich encyklopedystów była i jest nam bliska. Ich racjonalizm, materialistyczne widzenie zjawisk, nie pozostało przecież bez wpływu na rozwój filozofii marksistowskiej. Ale sztuk Diderota nikt dzisiaj nie gra. Dobrze się więc stało, że Witold Zatorski sięgnął po jedną z jego powiastek filozoficznych, po Kubusia Fatalistę i zaprezentował w formie scenicznej.

Dyskutujemy ostatnio często na temat potrzeby repertuaru komediowego, na temat dobrej, wartościowej rozrywki, której brak tak bardzo widzom. Jej potrzeba społeczna jest bezsporna. I oto mamy takie widowisko. Jest nim Kubuś Fatalista, przedstawienie mądre i zabawne, gdzie pośmiać się można do woli, ale i pomyśleć jest o czym.
Witold Zatorski realizuje Kubusia… po raz drugi. Oglądałem przed kilku laty jego łódzkie przedstawienie i śmiem twierdzić, że zamysł, jak i realizacja dojrzały od tego czasu.

Jest w tym zapewne zasługa samego autora scenariusza i reżysera spektaklu, jak również scenografa Jerzego Grzegorzewskiego i autora bardzo dobrej muzyki, towarzyszącej przedstawieniu, Stanisława Radwana. Lecz jest to przede wszystkim zasługa aktorów, biorących udział w warszawskim, przedstawieniu.

Dawno nie widziałem tak doborowej i tak dobrze trafionej obsady. Rola Kubusia odpowiada świetnie dyspozycjom psychicznym i możliwościom artystycznym Zbigniewa Zapasiewicza, jakby była dla niego napisana. Aktor ten przeżywa znakomity okres rozwoju twórczego i z radością można obserwować jego możliwości charakterystyczne i komediowe, świetne podawanie tekstu Diderota i wszystkich jego point. Warto dla niego szukać ról w wielkim repertuarze komediowym literatury klasycznej i współczesnej. Lecz Zapasiewicz nie jest w tym przedstawieniu wcale solistą, grającym na tle komparsów. Przeciwnie: znajduje partnerów przede wszystkim w osobach Mieczysława Voita (pełen wdzięku Pan), Wiesława Golasa, prezentującego swe niewyczerpane możliwości mimiczne i pantomimiczne w rolach różnorodnych i całkowicie odmiennych i Magdaleny Zawadzkiej, która trafiła tu na emploi komediowo-estradowe, które jej tak bardzo odpowiada. Z wdziękiem gra kilka ról Marek Kondrat. Popisową scenę akrobatyczną rozgrywa bezbłędnie Karol Strasburger. Do zespołu aktorów wiodących przedstawienie dostrajają się dobrze: Marek Bargiełowski i Małgorzata Niemirska.

Całe przedstawienie grane jest bardzo nowoczesnymi środkami aktorskimi, przy zastosowaniu całkowitej umowności i stałym podkreślaniu, że nie jest to żadne naśladowanie życia, lecz opowieść, a zarazem wielka zabawa w teatr. To prawdziwy teatr epicki. Aktorzy opanowali w pełni technikę działań fizycznych i pantomimy, a ich sprawność fizyczna budzi powszechne uznanie. Jesteśmy tu bardzo blisko odnowienia starej sztuki teatru, w której gest, ruch, mimika wspierają słowo i stają się równie ważnym elementem przedstawienia, co sam tekst. I jest to zgodne z wieloma postulatami, sformułowanymi przez Diderota w jego Paradoksie o aktorze, książce, która nabiera coraz większego znaczenia dla współczesnej sztuki teatru. Pragnął przecież Diderot aktorów o gorącym sercu i chłodnym umyśle. Żądał od nich, by panowali nad rolami zarówno w sensie fizycznym, jak i intelektualnym.

Jedyne zastrzeżenia, jakie pragnę zgłosić do tego bardzo dobrego przedstawienia, dotyczą dwóch spraw: jego rytmu i tempa, oraz songów. Wydaje mi się, że szczególnie w pierwszej części można by grać je szybciej, a więc i lżej, zaś piosenki Witolda Zatorskiego nie zawsze wytrzymują zderzenie z niezrównanym tekstem Diderota.