Nieznany Norwid artykuł

Informacje o tekście źródłowym

  • autor
  • miejsce publikacji
  • „Kobieta i Życie” nr 23
  • data publikacji
  • 1970/06/07

Nieznany Norwid

„I śniłem życie mojego narodu…”. Te słowa z rapsodu o Kazimierzu Wielkim — słynnego dzieła Stanisława Wyspiańskiego — przypominają się, gdy oglądamy na scenie udramatyzowaną legendę jego genialnego poprzednika, Cypriana Norwida: Krakus. Otacza nas w istocie atmosfera snu, marzenia, tajemniczej a urzekającej wizji, sięgającej zamierzchłej przeszłości naszego kraju.

Norwid uczynił osnową swego dramatu popularne podanie o smoku wawelskim. Ale ta stara klechda została w jego ujęciu mocno przeobrażona. W tej wersji smoka zwycięża nie Krak — mityczny książę dawnych „Lechitów” — lecz jeden z dwóch jego synów. W momencie rozpoczęcia akcji Krak, który objął władztwo jeszcze przed pojawieniem się okrutnej bestii, jest już stary i chory; do walki z potworem gotowią się dwaj jego synowie: starszy Krakus i młodszy — Rakuz. Zgodnie z wątkami, zaczerpniętymi z innych baśni ludowych, obydwaj bracia udają się na wędrówkę, by zdobyć jakiś czarodziejski sposób na pokonanie smoka; w czasie ich nieobecności stary Krak umiera. W rezultacie zwycięża smoka Krakus, czyni to jednak w przebraniu, nie rozpoznany przez lud: w pojedynku z Rakuzem zostaje zabity i pozostanie na zawsze jako „nieznany zbawca”; rządy nad krajem obejmuje Rakuz, któremu przypadnie władza i chwała.

Ale to tylko najbardziej zewnętrzny i sumaryczny zarys fabularny. Pod tą pokrywą Norwid ukazuje starcie się dwóch postaw filozoficznych i moralnych: przeciwstawienie samotnika, myśliciela, „ofiarnika”, uosobionego w Krakusie — i człowieka czynu, urodzonego władcy, „polityka”, bezwzględnego autokraty, reprezentowanego przez Rakuza. A wszystko to razem roztapia się w dziwnej, nierealnej atmosferze, w aurze legendy, starej ballady, niesamowitej, przejmującej swym poetyckim pięknem, cudowną muzycznością wiersza, sugestywnym nastrojem „dawności”.

Ten zadziwiający utwór powstał z górą sto lat temu — lecz nigdy dotąd nie był wystawiony w Warszawie. Zresztą i w lekturze znali go tylko nieliczni — oczywiście, poza wąskim kręgiem specjalistów i zaprzysięgłych wielbicieli Norwida. Obecnie, po raz pierwszy w stolicy, wystawił go teatr Ateneum na swej maleńkiej scence 61. Był to akt wielkiej odwagi; zdawałoby się, że tego rodzaju pozycja powinna znaleźć miejsce „w wielkich scenicznych przestrzeniach”, że realizatorzy powinni tu operować licznymi tłumami „wojów”, a wędrówkę obydwóch bohaterów przekazać przy pomocy obrotówki, olbrzymiej ilości reflektorów, zmieniającej się ciągle scenerii i różnych cudów mechaniki teatralnej…

Zamiast tego widzowie siedzący dokoła mikroskopijnego odcinka podłogi, na którym rozgrywała się akcja, widzą i słyszą tylko kilku aktorów, przybranych w kostiumy syntetycznie uosabiające „ludowość” polską (z pewnymi elementami symbolizującymi funkcję poszczególnych postaci); zmiany miejsca i czasu zaznaczane są — bardzo pomysłowo — przez wkraczanie i wychodzenie osób różnymi wejściami na salkę. Ale słowo Norwidowskie ma sugestywną nośność, brzmi urzekającym wdziękiem, trafia do wyobraźni, zastępuje najbardziej wymyślne tricki mechanistyczne. Bardzo pięknie przekazane zostały chóralne zaśpiewy ludu — żałobników opłakujących zmarłego króla, lub wyrażające niepokój, radość, grozę i ulgę, doświadczane kolejno przez uczestników podczas różnych epizodów dramatu: walki ze smokiem, pojedynku dwóch rywalizujących braci, objęcia władzy przez Rakuza — „bohatera negatywnego”. Najważniejsze zaś, że aktorzy dają tu pełne ekspresji, interesujące i głębokie interpretacje. W szczególności dotyczy to postaci młodego księcia Krakusa — w ujęciu Andrzeja Seweryna.

Spektakl ten, który jest warsztatem reżyserskim studentki wydz. reżyserskiego PWST, Małgorzaty Dziewulskiej, rokuje dobre nadzieje na jej przyszłość w teatrze. Trudno również nie wspomnieć o pracy Krystyny Mazur, która opiekowała się dykcją i artykulacją aktorską; wspaniałe, ale trudne słowo poetyckie Norwida brzmi tu nutą szczególnie czystą i dźwięczną.

Jest to niewątpliwie jeden z najciekawszych pokazów teatru poetyckiego, z jakim zetknęliśmy się ostatnio w Warszawie.