Notatnik z Warszawskich Spotkań artykuł

Informacje o tekście źródłowym

  • autor
  • miejsce publikacji
  • „Express Wieczorny” nr 273
  • data publikacji
  • 1978/12/05

Notatnik z Warszawskich Spotkań

Wieczór pierwszy: za­czyna Teatr Polski z Wrocła­wia. Zespół, który po odejściu Krasowskich do Krakowa nie mógł jakoś odnaleźć wła­snej twarzy… — od kilku miesięcy kieruje nim Jerzy Grzegorzewski i teatr już poczyna krzepnąć, zyski­wać format artystyczny i intelek­tualny. Samemu Grzegorzewskiemu też zdaje się wychodzić na dobre zmiana statusu, z wolnego strzelca na municypalnego dygnitarza.

Przedstawienie Śmierci w starych dekoracjach Różewicza zakompono­wał Grzegorzewski z rozmachem, z młodzieńczą odwagą ujęć (ograny już nieco trick z zamianą funk­cji widowni oraz sceny zyskał w wydaniu wroc­ławian jakąś nadrzędną, me­tafizyczną logi­kę), ale bez szkodzącego je­go poprzednim inscenizacjom nawyku do bez­sensownych prowokacji. Ta­kich, co to nie­wiele znaczyły, ale snobi wyczy­tywali w nich znaczeń mul­tum. Przedstawienie Śmierci w sta­rych dekoracjach znaczy: to poe­tycka opowieść o zwykłym człowie­czku, który zagubił się w bezmiarze sztuki i życia, a rolą, którą najła­twiej było mu zagrać, okazało się umieranie. Jest to opowieść smutna, ale przedstawienie emanuje też ja­kimś nastrojem łagodnego optymiz­mu. Grali z talentem Tadeusz Woj­tych, Zdzisław Kozień i inni; szaleń­czo efektowny epizod operowej divy w ujęciu Erwina Nowiaszaka!

Wieczór drugi: też zespół z Wrocławia. Tyle że tym razem ze­spół o sławie ustabilizowanej, a po­twierdzonej triumfalnym tournée po scenach świata. Krótko mówiąc — Pantomima pod wodzą Henryka To­maszewskiego.

Mistrz za temat do swej kolejnej premiery wybrał komedię Marivaux (inkrustowaną tekstem Lope de Vegi) Spór. To zresztą zaledwie scenariuszowy pretekst, Tomaszewski opiera na nim swą własną bajkę o miłości. Dobrej i złej, tragicznej i niedopełnionej, wyzwolonej z rygo­rów mieszczańskiej moralności, uciekającej od świata i ludzi. Kontrast pomiędzy blichtrem świata a rzeczywistym pięknem uczucia staje się istotnym wątkiem tego ze wszech miar udanego widowiska. Ważkim komponentem scenicznej rzeczywistości jest tutaj scenografia Kazi­mierza Wiśniaka: pulsująca kolo­rem, smagana strugami światła, dyktująca nastroje i rytmy aktorom.

Wśród nich należałoby przede wszystkim wyróżnić… zespół. Zespół jako integralną całość. Spór to chyba najbardziej baletowe z przed­stawień Pantomimy. Wrażająca się w pamięć indywidualność Juliana Hasieja (Chłopiec).

Wieczór trzeci: topografia teatralna w Polsce ma zrogowaciałe parametry przestrzenne. Tym rado­śniej, gdy ktoś się przepycha łokcia­mi do przodu, gdy widać nową twarz. Kiedy w grę wchodzi nie no­wa indywidualność aktorska czy re­żyserska, lecz cały teatr — rzecz staje się tym bardziej godną rado­ści.

Takim teatrem okazał się pod kie­rownictwem Macieja Englerta Teatr Współczesny ze Szczecina. Englert operuje małym, ale niezmiernie wyrazistym i zdyscyplinowanym ansamblem, nawiązał też siały kontakt ze scenografem, któremu chwalebny nawyk skrótowości narzuciła macie­rzysta telewizja (Marek Lewandowski). Ten ambitny zespół młodych ludzi przywiózł na Spotkania spektakl wyróżniony już kompletem nagród na tegorocznym festiwalu toruńskim: Wyzwolenie Wyspiańskiego. Wizja Englerta stanowi niewątpliwie symplifikację idei poety, lecz to symplifikacja ostentacyjnie zamieniona.
Englert gra Wyzwolenie jako traktat o teatrze. On jest tu bohaterem, Konrad (sugestywnie podaje jego strofy Mirosław Gruszczyński) wyzwala jedynie energię słów, determinuje nimi granice sztuki. Z ciekawszych ujęć aktorskich w tym przedstawieniu, które szczegółowo opisywałem na tych łamach bezpośrednio po imprezie toruńskiej wspomniałbym jeszcze o Marianie Nosku (Karmazyn) oraz Irminie Babińskiej (Muza).