Odszedł mistrz dzieło pozostało artykuł

Informacje o tekście źródłowym

  • autor
  • miejsce publikacji
  • „Tygodnik Ciechanowski nr 24”
  • data publikacji
  • 2005/06/16

Odszedł mistrz dzieło pozostało

Niedawno odszedł Jerzy Grzegorzewski. Twórca niepowtarzalny. Bulwersował krytykę, kochali go zwyczajni widzowie. Był twórcą niepokornym i nie wiadomo dla kogo tworzył. Miał swój teatralny świat — azyl — pisze Marzena Rutkowska w „Tygodniku Ciechanowskim”.

Od paru lat straszył widzów, że zaniecha twórczości teatralnej, odejdzie z teatru. Chciał zająć się malowaniem. Na szczęście nie zrobił tego, wciąż wracał do teatru.

Najlepsze prace inscenizacyjne Grzegorzewskiego powstały we Wrocławiu, w Krakowie i warszawskim Teatrze Studio. To był okres niekwestionowanej artystycznej prosperity.

Potem przyszła niezbyt fortunna decyzja o dyrektorowaniu w stołecznym Teatrze Narodowym. Grzegorzewski nie nadawał się na dyrektora. Był twórcą niezależnym, nie poddawał się żadnym konwencjom, nie podporządkowywał się panującym normom, regułom czy modom.

W odróżnieniu od takich twórców, jak Kantor, Szajna, Mądzik czy Wiśniewski, Grzegorzewski nie stworzył jednak swojego aktorskiego zespołu. I choć za aktorów tego reżysera uważają się Zamachowski, Malajkat, Niemyska, Ułas, to faktycznie zespołu aktorskiego nie było ni w Studio, ni w Narodowym. Mimo to wielu aktorom udało się stworzyć w spektaklach Grzegorzewskiego znakomite kreacje. Reżyser zdawać by się mogło traktował jednak aktorów jako li tylko element składowy swoich inscenizacyjnych przedsięwzięć. Aktor był jakoby dodatkiem do nieco szalonej, a jakże kreatywnej wizji teatru Grzegorzewskiego.

W ostatnich miesiącach trwającego sezonu teatralnego Jerzy Grzegorzewski stworzył dwa wielkie przedstawienia: Duszyczkę i On, Drugi powrót Odysa. Te spektakle są rodzajem chyba niezamierzonego pożegnania reżysera z widzami. To rodzaj artystycznego testamentu.

Duszyczka rozgrywa się w bardzo niekonwencjonalnym miejscu, w piwnicznych pomieszczeniach Teatru Narodowego. To piękny i mądry spektakl o kondycji i świadomości współczesnego człowieka. Wielką kreację stworzył grający główną rolę Jan Englert.

Zaryzykuję stwierdzenie, że to najlepsza teatralna rola tego skądinąd wspaniałego aktora, mającego ogromny dorobek artystyczny.

Grzegorzewski przekazuje widzowi w tym spektaklu bardzo ważne życiowe prawdy, nawiązuje z nim, choć dość trudnym językiem inscenizacyjnych rozwiązań i artystycznych środków wyrazu. Ten spektakl naprawdę wzrusza, a rola Englerta na długo zapada w pamięć widza.

Spektakl On, Drugi powrót Odysa powstał w oparciu o pamiętnik córki reżysera — Antoniny i drugi akt Powrotu Odysa. Zupełnie inny odbiór zyskał spektakl po śmierci jego twórcy. W starannie i z rozmysłem zakomponowanej brzydocie (kontenery na śmieci, zniszczona karoseria samochodowa, poprzewracane krzesła) rozgrywa się ludzki dramat.

Porte-parole Grzegorzewskiego jest grający główną rolę Jerzy Radziwiłłowicz. To wiwisekcja duszy pijącego człowieka (Grzegorzewski miał ogromne kłopoty alkoholowe).

Radziwiłłowicz w mistrzowski sposób pokazuje różne fazy nałogu. Bardzo delikatną kreską kreśli dramat człowieka: jego wołanie o pomoc, przerażenie. Tytułowy On to nie menel, ni zwykły pijaczek. To człowiek mądry i inteligentny. Trochę zagubiony i osaczony. Nic więc dziwnego, że porusza się w świecie ze świadomością śmierci. Nikt nie przypuszczał, że ta symboliczna śmierć w spektaklu przyjdzie tak szybko w realnym życiu (Grzegorzewski zmarł na serce dwa miesiące po premierze).

„Nie chcę być podniosły — mówił o sobie Grzegorzewski — Jestem człowiekiem zwyczajnym, pogodnym, jakby z operetki. A przyszło mi się wspinać w jakieś tam rejony godności i reprezentacji. Próbuję, dyskretnie grać rolę dyrektora. Chcę jednak jak najszybciej pójść na emeryturę. Chcę malować. Mam sztalugi, farby i pędzle. Wszystko to na mnie czeka”.