Patron w prezencie ministrowi artykuł

Informacje o tekście źródłowym

  • autor
  • miejsce publikacji
  • „Słowo Polskie Gazeta Wrocławska” nr 196
  • data publikacji
  • 2005/08/24

Patron w prezencie ministrowi

Czy jest jakieś lekarstwo na bezmyślny upór? Nie oglądając się na nic Bogdan Tosza, dyrektor wrocławskiego Teatru Polskiego, wbrew licznym wątpliwościom, chce nadać największej dolnośląskiej scenie imię zmarłego w tym roku artysty — Jerzego Grzegorzewskiego — związanego z Wrocławiem ledwie przez cztery sezony. Głuchy jest na wszelkie argumenty — pisze Krzysztof Kucharski.

Tę pochopną decyzję odradzało dyrektorowi wiele autorytetów ze środowiska teatralnego. Nie tylko wrocławskiego. Jednak pomysł ten podsunął Toszy sam minister kultury, Waldemar Dąbrowski, zaprzyjaźniony z warszawskim reżyserem, byłym dyrektorem teatrów — Studio i Narodowy, który miał swoją ukochaną scenę w stolicy przy ul. Wierzbowej. I to ona powinna nosić właśnie imię Grzegorzewskiego. Rozumiem odruch serca ministra, który chciałby stawiać przyjacielowi pomniki na każdym rogu ulicy, nie rozumiem głuchoty na argumenty dyrektora Toszy. Nawet nie chodzi o fakt, iż ewentualny przyszły patron odchodził z Teatru Polskiego mocno skonfliktowany z zespołem i że we Wrocławiu na dobrą sprawę zrealizował tylko jedną sztukę — Ślub — którą potem chętnie wpisywał sobie do artystycznej biografii, bo to nie odbiera mu wielkości jako artyście. Każdy wrocławianin zna przynajmniej parę nazwisk lokalnych twórców teatralnych, którzy mogliby patronować temu teatrowi.

Dyr. Tosza tego nie rozumie albo nie chce rozumieć. Myślę, że złośliwie, bo nie wtopił się we wrocławskie środowisko, nie poprawił artystycznej pozycji teatru i najprawdopodobniej w przyszłym roku nie będzie już dyrektorem sceny na Zapolskiej. Jeszcze szybciej posadę straci min. Dąbrowski, bo już jesienią po najbliższych wyborach. My będziemy mieli pasztet i patrona niekoniecznie oczekiwanego. Może dyr. Tosza nie rozumie słowa patron, a rozumie tylko to, co mówi minister.