Po nadaniu imienia Jerzego Grzegorzewskiego scenie głównej Teatru Polskiego artykuł

Informacje o tekście źródłowym

  • autor
  • miejsce publikacji
  • „Gazeta Wyborcza: Wrocław” nr 216
  • data publikacji
  • 2005/09/16

Po nadaniu imienia Jerzego Grzegorzewskiego scenie głównej Teatru Polskiego

Jerzy Grzegorzewski legendą jest i basta. Przekonać się o tym mogli wszyscy zaproszeni w środę na uroczystość nadania jego imienia głównej scenie Teatru Polskiego. Były przemowy, flesze, eleganckie kreacje kobiet i uściski ugarniturowanych mężczyzn. Były wspomnienia i kwiaty.

Odsłonięto tablicę, w której na sześć zamieszczonych dat dwie raziły oczywistą niepoprawnością. Jednak klaskali wszyscy, zwłaszcza że Grzegorzewskiego otacza we Wrocławiu mit. Opowieści o tym, że miał wielkie zasługi dla Teatru Polskiego, środowisko powtarza jak mantrę.

Dzięki uroczystości do Wrocławia z warszawskiego Teatru Narodowego importowane zostało widowisko On. Drugi powrót Odysa z prawdziwie gwiazdorską obsadą. Na scenie panował Jerzy Radziwiłowicz, wtórowali mu Jan Englert, Igor Przegrodzki, Wojciech Malajkat. Otaczały ich rekwizyty świadczące o rozkładzie, dekonstrukcji, upadku — czyli malownicze wraki samochodów, śmietniki, barwne dziwki. Radziwiłowicz mistrzowsko wyrzucał z siebie setki, tysiące słów. Urywane zdania niełączące się w logiczną całość jako żywo przypominały majaki alkoholika w delirium. Nic dziwnego, Grzegorzewski w ostatnich latach swego życia cierpiał na chorobę alkoholową i pokazany spektakl jest wiwisekcją, jego rozliczeniem z sobą samym. Trudno było ogarnąć natłok obsesyjnych stwierdzeń, wniknąć w bełkot, ale publiczność się starała. Mimo dramaturgii niektórzy przysypiali. Na szczęście nie chrapali, za to na koniec rączo zerwali się do standing ovation.

Potem były kolejne przemowy i łzy wzruszenia płynące z oczu ministra kultury. Waldemar Dąbrowski pośmiertnie odznaczył swego przyjaciela najwyższym odznaczeniem państwowym za zasługi dla kultury. Order Gloria Artis odebrała córka reżysera, Antonina. Za jej plecami złośliwcy żartowali, że ostatnio ojcowsko-córczane stosunki bardzo się poprawiły. A ponoć o nieobecnych źle się nie mówi, zwłaszcza gdy się ich tak fetuje. Mnie ta oficjałka zbrzydziła, zwłaszcza że wśród zebranych sporo było takich, którzy sprzeciwiali się wybraniu Grzegorzewskiego na patrona naszego teatru.