Pod studyjnym mikroskopem artykuł

Informacje o tekście źródłowym

  • autor
  • miejsce publikacji
  • „Wiadomości Kulturalne” nr 4
  • data publikacji
  • 1996/01/28

Pod studyjnym mikroskopem

Sukces Mizantropa ze specjalnym udziałem Anny Chodakowskiej.

Do Mizantropa przylgnęła etykietka utworu genialnego, ale nudnego. Osobiście niniejszą opinię o sztuce Moliera podzielam tylko w połowie dotyczącej genialności. Istotnie, człowiek mało stworzył dzieł odznaczających się równie wysokim współczynnikiem prawdy o naturze ludzkiej i naturze kontaktów międzyludzkich. Sprzeciwiam się jednak stanowczo epitetowi: nudny. Może dlatego, że tak się złożyło, iż widziałem dwie inscenizacje Mizantropa, i zawsze były to spektakle niebywale ekspresyjne.

Kilkanaście sezonów temu oczarował mnie Mizantrop Witolda Zatorskiego — ostra, dynamiczna barokowa groteska grana pastiszowo, w zawrotnym tempie przez aktorów Teatru Dramatycznego m.st. Warszawy, z Markiem Walczewskim — Alcestem, i Małgorzatą Niemirską — Celimeną na czele. Zatorski oparł swój wspaniały spektakl na wierszowanym przekładzie Boya, zbyt pochopnie wyrzuconym do lamusa przez Zygmunta Hübnera w połowie lat 60. Jednak zniechęcenie Hübnera do Boyowego spolszczenia miało i swoją dobrą stronę. Dzięki temu Jan Kott dokonał wolnego przekładu prozą, który stanowi wybitny przykład sztuki translatorskiej. W bieżącym sezonie na tekście Kotta oparła swoje przedstawienie (bardzo udane) Ewa Bułhak w Teatrze Studio w Warszawie. Widziałem normalny popremierowy spektakl. Na wypełnionej szczelnie widowni w Malarni przeważała młodzież. To, co działo się na scenie, co pierwotnie dotyczyło społeczeństwa francuskiego w 1666 r. żywo obchodziło polską młodzież końca XX wieku. Cud? Nie. Po prostu arcydzieło dramaturgii plus komunikatywny przekład, plus nowoczesna, dowcipna inscenizacja, plus ulubieniec publiczności, a przy tym zdolny sympatyczny aktor młodego pokolenia (Wojciech Malajkat) w roli tytułowej — równa się sukces, który powtórnie w moich oczach zadał kłam pomówieniom Mizantropa o kulturalną nudę.

W przedstawieniu Ewy Bułhak wyraźnie widać współpracę reżyserską Jerzego Grzegorzewskiego. Przestrzeń ograniczona czarnymi ruchomymi ścianami, meble, rekwizyty, kostiumy, aktorzy, ich ciała i głosy tworzą abstrakcyjną, kakofoniczną, mobilną kompozycję teatralną. Z dużym poczuciem humoru zmieszano tu antyk epoki molierowskiej z dzisiejszą ultraawangardą sztuki użytkowej i modu. Spektakl kreuje esencjonalną wizję podłości gatunku ludzkiego, powiększając pod teatralnym mikroskopem zachowanie protagonistów Alcesta do rozmiarów kwintesencji cynizmu, obłudy, pozerstwa, oportunizmu i zwykłej głupoty; zamieniając ich nieustanne bywanie na salonach, aukcjach, koncertach w absurdalny rytuał ucywilizowanego instynktu stadnego. Temu snobistycznemu rytuałowi nie poddaje się tylko Alcest — śmieszny maniak według litery tekstu, a według tragikomicznej kreacji Wojciecha Malajkata — zaszczuty przez amoralne otoczenie, znerwicowany intelektualista, outsider w okularach à la Woody Allen.

Mizantrop w Studio nasycony jest ironią. Dotyka ona nawet Alcesta, gdy widzimy, jak ten niezdarny w zalotach do Celimeny chłopak przekarmia wybrankę serca ideą dobra i… czekoladkami. Kpi się tu też z samego Moliera, pokazując dwie wersje klasycznej roli jego teatru — gapowatego sługi: jedną zagraną przez Mieczysława Gajdę z muzealnym pietyzmem wobec molierowskiej tradycji, drugą, która jest spontaniczną osobistą wariacją Zbigniewa Zamachowskiego na temat tejże tradycji. Jedyną osobą potraktowaną tu bardziej wyrozumiale okazuje się — niespodziewanie — Celimena. Joanna Trzepiecińska broni tej postaci płochej kokietki swoją pastelową urodą, naturalnym wdziękiem i subtelnie zaznaczoną kobiecą dojrzałością. Rola ciekawa (tylko niestety niezbyt szczęśliwie ubrana przez scenografkę, która — jak na ironię — właśnie w tym przypadku straciła na chwilę swój kostiumologiczny smak). Także Włodzimierz Press może być dumny ze świetnej kreacji kabotyńskiego grafomana Oronta.

Prawdziwą aktorską bombą spektaklu jest jednak Anna Chodakowska dająca popis komicznej maestrii jako intrygantka Arsena. Rola Chodakowskiej ogranicza się właściwie do dwóch rozmów, z Celimeną i Alcestem, ale właśnie te dialogi są najcelniejszymi i najdowcipniejszymi fragmentami przedstawienia, w których napiętnowanie wścibstwa, złośliwości i hipokryzji sięga zenitu. Już tylko dlatego, żeby Chodakowska zagrała Arsenę jako… najczystszej formy witkacowskiego demona, warto było zrobić Mizantropa w Studio. Już tylko dlatego, żeby zobaczyć, jak narzuca groteskowy ton partnerom, z jaką karykaturalną gracją istnieje ona w przestrzeni spektaklu — warto wybrać się do Studia na Mizantropa.