Polska szopka 2000 artykuł

Informacje o tekście źródłowym

  • miejsce publikacji
  • „Rzeczpospolita” nr 28
  • data publikacji
  • 2000/02/03

Polska szopka 2000

Jest w tym spektaklu poetyckie wizjonerstwo Stanisława Wyspiańskiego, inscenizacyjna dojrzałość Jerzego Grzegorzewskiego i wiele znakomitych ról. To klasyka, ale niezwykle aktualna.

Któż z nas nie zna Wesela Stanisława Wyspiańskiego analizowanego na szkolnych lekcjach. To, co uczynił z narodowym dramatem Jerzy Grzegorzewski, dowodzi jednak, że napisany prawie sto lat temu tekst jest nadal aktualny i pozwala nam lepiej poznać samych siebie. Reżyser przed premierą zapowiadał, że będzie to Wesele końca naszego stulecia i rzeczywiście słowa dotrzymał. Dramat odarty został przez niego z całej młodopolskiej symboliki, nie przywołuje nastroju bronowickiej chaty, nie rekonstruuje tamtych zdarzeń i nie portretuje ich rzeczywistych uczestników. Reżyser zmusza nas natomiast, byśmy spojrzeli na nas samych, a jego diagnozy okazują się bezlitosne.

W tym Weselu nie ma postaci pozytywnych: niemoc, rezygnacja i pozerstwo zderza się z butą i prymitywizmem. Jakże żałosną postacią w tej polskiej szopce wykreowanej przez Grzegorzewskiego jest bezradny Gospodarz. Za partnerów ma zgorzkniałego Dziennikarza, kabotyńskiego Pana Młodego i Poetę z jego efektownymi, lecz pustymi pozami. Widma z przeszłości objawiające się w drugim akcie nie prowadzą z nimi dyskursu o Polsce, lecz tylko obnażają ich słabość. Drugi świat sportretowany przez Wyspiańskiego także nie daje odrobiny nadziei. Nim w przedstawieniu padną dobrze znane słowa: „Cóż tam, panie, w polityce” słychać piosenkę o pawich piórach.

Wprowadza ona na scenę pewnego siebie Czepca, który od pierwszej chwili staje się partnerem dla inteligenckiego świata przedstawionego w Weselu. Ale dumę i hardość mają wszystkie chłopskie postaci: Panna Młoda nie odczuwa kompleksów (!) w stosunku do Pana Młodego, a słowa wykrzyczane przez Dziada do Ojca: „Będzie pan twój wnuk”, brzmią jak groźna zapowiedź.

Kto zatem przejmie rząd dusz, kto poprowadzi do czynu? Jedni nie potrafią tego uczynić, drudzy mogą jedynie postawić kosy na sztorc, ale to przecież stanowczo za mało. Czy zatem pozostaje nam tylko rezygnacja i nieustanne roztrząsanie własnych słabości lub zgłaszanie wzajemnych pretensji? Jakże aktualne są to pytania w przedstawieniu Jerzego Grzegorzewskiego.

Wesele w Teatrze Narodowym przynosi również wiele znakomitych ról: Bogaty i zróżnicowany jest plan pierwszoplanowych postaci: Gospodarz (Mariusz Benoit), Czepiec (Jerzy Trela). Poeta (Zbigniew Zamachowski), Dziennikarz (Adam Ferency), Poeta (Zbigniew Zamachowski). Ale jest to spektakl prawdziwie zespołowy, w którym niemal każda z ról zasługuje na oddzielne omówienie: Gospodyni Teresy Budzisz-Krzyżanowskiej, Radczyni Anny Chodakowskiej, Klimina Ewy Ziętek, Widmo Artura Żmijewskiego, Stańczyk Krzysztofa Kolbergera, Wernyhora Józefa Duriasza, Żyd Olgierda Łukaszewicza, Ksiądz Emiliana Kamińskiego, Jasiek Arkadiusza Janiczka czy Kasper Łukasza Lewandowskiego. Jest tu również wiele oryginalnych rozwiązań i pomysłów, takich choćby, jak popisujący się wirtuozowską grą na skrzypcach Chochoł (Maria Wieczorek) — zjawa poetycka, odrealniona, niepokojąca i intrygująca. Mistrzowsko zostało również poprowadzone spowolnienie tempa zdarzeń: od roztańczonego korowodu w akcie pierwszym aż po wyszukaną plastyczną kompozycję finału.