Przed premierą „On. Drugi Powrót Odysa” artykuł

Informacje o tekście źródłowym

Przed premierą „On. Drugi Powrót Odysa”

Jerzy Grzegorzewski w swoim nowym, autorskim przedstawieniu sięga po fragmenty Powrotu Odysa Wyspiańskiego i tekst-monolog On, który napisała jego córka Antonina. Premiera w sobotę 29 stycznia w Teatrze Narodowym.

Antonina Grzegorzewska ma 27 lat i jest absolwentką ASP. Pracuje w Instytucie Ceramiki, projektuje wzory na kafle. Spektakle swojego ojca zna na pamięć. W dzieciństwie nagrywała je na kasety magnetofonowe i słuchała ich w kółko. Marząc, że kiedyś zagra Polly albo Jenny w Operze za trzy grosze. Nie została aktorką w teatrze swojego taty, ale jej tekst — monolog On Jerzy Grzegorzewski właśnie przenosi na scenę. Premiera spektaklu On. Drugi powrót Odysa w sobotę w Teatrze Narodowym.

DOROTA WYŻYŃSKA: Jak to się stało, że młoda artystka, absolwentka malarstwa na ASP, zaczęła pisać?

ANTONINA GRZEGORZEWSKA: To nie jest mój debiut literacki. Aspiracje pisarskie mam od dawna i właściwie idą one równolegle z moimi aspiracjami malarskim.

DW: Literacki charakter miał już Twój dyplom na ASP. Był to Monolog złodzieja uciekającego z Luwru z obrazem

AG: Integralną częścią mojej pracy dyplomowej był monolog odwołujący się do twórczości Koltesa, autora, którego dramaty uwielbiam, fascynują mnie. Byłam szczęśliwa, a jednocześnie zaskoczona, że na Akademii Sztuk Pięknych zgodzili się na taką formułę. W tym monologu „złodzieja, który ucieka przez Paryż z obrazem, który właśnie ukradł z Luwru” znalazły się istotne wątki Koltesowskie zaczerpnięte z różnych jego utworów, akcenty, które znawca i wielbiciel Koltesa od razu rozpozna. Materiał jest prawie scenariuszem, który również można pokazać w parateatralnej formie. Mój tata się do tego zapalił, chciał nawet przygotować happening w Zachęcie. Mówi, że jeszcze z tego nie zrezygnował.

DW: Na razie pracuje nad Twoim tekstem On. Kiedy spotkałam go w zeszłym roku, jeszcze przed rozpoczęciem prób do spektaklu opowiadał mi tajemniczo o Twoim tekście. Zachwycał się jego formą, emocjami, które zawarłaś. Widać było, że jest szczęśliwy, że będzie mógł przenieść na scenę tekst swojej córki. Ty też czekałaś na tę współpracę?

AG: Od dzieciństwa przeczuwałam, że kiedyś będziemy współpracować. Tylko że moim marzeniem było zagranie jakieś roli kobiecej w przedstawieniach taty. W dzieciństwie miałam nagrane na kasety magnetofonowe wszystkie przedstawienia, znałam na pamięć wszystkie kwestie, wszystkie piosenki, najlepiej te z Opery za trzy grosze Brechta. Miałam tylko dylemat, czy wolę być Polly, czy wolę być Jenny, co jak na ośmioletnią dziewczynkę było dość niebezpiecznym dylematem.

W jakimś sensie moje oczekiwania co do współpracy z ojcem nie zostały spełnione do końca. Nadal czekam na tę rolę. Myślę, że jej nie dostaję, bo jako córka nie mogę być muzą mojego taty i to mnie dyskwalifikuje.

DW: W teatrze Jerzego Grzegorzewskiego się wychowałaś. Pamiętam Cię na próbach, na premierach. Jak myślisz, jak duży wpływ miało na Ciebie obcowanie z tym specyficznym teatralnym światem Twojego ojca?

AG: Nie mam wątpliwości, że moje bardzo silne poczucie i pragnienie piękna mam zbudowane na głębokich przeżyciach związanych z teatrem mojego taty. Jego dawne przedstawienia jestem w stanie odtworzyć w głowie minuta po minucie. Przychodziłam na te próby wręcz maniakalnie. Pamiętam, jak spieszyłam się na maturze — wiedziałam, że muszę jak najszybciej skończyć moje wypracowanie, bo przecież jest próba Wujaszka Wani Czechowa w Teatrze Studio.

DW: On to bardzo intymny monolog, jest w nim ból i odwaga. Ile emocji Cię kosztował, kosztuje?

AG: Nie chciałabym oceniać tu swoich emocji czy uczuć. Mimo, że jest to monolog Onego, tak naprawdę jest ujawnioną obecnością Jej — córki. To wiwisekcja związku dwójki bardzo bliskich sobie ludzi, kochających się, z samozagładą jednej z nich w tle. To opowieść o pewnej przepaści dzielącej te dwie osoby — wbrew ich intencji. Ich pragnieniem jest silna wzajemna więź — nie rozłam. Przestrzeń wzajemnej relacji jest klaustrofobiczna, wciąż się kurczy. To, co z niej zostaje, nazwałabym mechanicznym rytuałem. To tekst o poczuciu katastrofy, która się zbliża i jest nieuchronna. Ale też o żalu za Wenecją, do której On i Ona pewnie już nigdy razem nie pojadą. On miał być pierwszym rozdziałem mikropowieści. Kolejne rozdziały pokazywałyby inne oblicze Jego, odwołując się do wspomnień. Ostatni rozdział byłby projekcją przyszłości, która byłaby Jego marzeniem.

DW: Czy przychodzisz na próby do Teatru Narodowego?

AG: Jestem onieśmielona. Oglądam fragmenty, patrząc z podziwem na wspaniałego Jerzego Radziwiłowicza, który wypowiada ten monolog w sposób niezwykły. Tłumaczę się, że nie mogę być na próbach, bo czeka na mnie moja „prawdziwa” praca. Na co dzień pracuję w Instytucie Ceramiki. Jestem projektantem i wykonawcą wzorów, np. na kafle do łazienki. To moja odskocznia.