Przejmujący pejzaż artykuł
Informacje o tekście źródłowym
Przejmujący pejzaż
Jerzy Grzegorzewski, wybitny inscenizator teatralny, przetwarzający dotychczas w swoich spektaklach teksty klasyków dramaturgii i literatury, napisał pierwszą własną sztukę o intrygującym tytule: Miasto liczy psie nosy.
Tytułowe miasto, to dziwne i zagadkowe miejsce, w którym na tle wnętrza katedry palą się koksowniki, kardynałowie wędrują w somnambulicznym orszaku, słychać rozpaczliwy krzyk Kordelii, najmłodszej córki Króla Leara, a także lament Trzech Sióstr. Słychać krzyk, rozpacz, śpiew znanych z literatury postaci, zawodzenia, przerywane żołnierskimi wrzaskami, rażąco kontrastujące z nieokreślonym bliżej liturgicznym obrządkiem, który odprawiają kardynałowie.
Tej dziwnej grudniowej nocy pojawiają się w jednym miejscu bohaterowie-symbole, będący kompilacją postaci autentycznych i literackich, np. papa Hemingway-Lear. Jest i sir James Glucester-Joyce, grany przez Wojciecha Malajkata i postać Tomka, w którego wciela się Zbigniew Zamachowski, Kordelia, najmłodsza, czysta, szlachetna i najbardziej niewinna z córek Leara, złe córki Leara, Regana i Goneryla, no i wreszcie Trzy Siostry Czechowa. W tę grudniową noc, przypominającą złowieszczy, manichejski klimat zimowych nocy stanu wojennego pojawiają się też średniowieczni rycerze i żołnierze we współczesnych uniformach.
Miasto liczy psie nosy to spektakl niezwykły w swym klimacie. Grzegorzewski, artysta-plastyk, zawsze precyzyjnie organizujący przestrzeń swoich spektakli, daje tu popis najwyższego kunsztu. Dwa strzeliste łuki katedry (w nawiązaniu do Mordu w Katedrze Eliota) tworzą charakterystyczne V, „victoria”, znamienny znak współczesności. I pudło, nieokreślone, które przypomina strzelisty sarkofag, trumnę, futerał na instrument, ale także wóz pancerny. Takie pudło wielofunkcyjne, jak to często bywało w inscenizacjach Grzegorzewskiego, w których on sam tworzył scenografię, ruchomą, zmienną, o przemieszczających się elementach, współtworzących sceniczne metafory. Przed sarkofagiem, wozem, futerałem czy trumną, ustawił ławkę kościelną z klęcznikiem. Zarówno Trzy Siostry, papa Hemingway-Lear, jak i pozostałe postacie przewiną się (tak, przewiną) przez ten klęcznik-symbol. Kto się wyspowiada, pomodli, poszuka odkupienia win? Każdy, kto jest grzeszny, to uczyni. A grzeszni jesteśmy wszyscy, bez wyjątku. Kaci i ofiary. Prosty Tomek i Lear. W sztuce znalazły się wszystkie dotychczasowe motywy i elementy inscenizacyjne Jerzego Grzegorzewskiego. Zaśpiewy, recitativa były wcześniej obecne w Warjacjach, Powolnym ciemnieniu malowideł, w Tak zwanej ludzkości w obłędzie. Koloryt i kształt dekoracji, operowanie światłem, nieme przesuwanie się postaci, fragmenty wielkiej literatury, jakieś strzępy Becketta, Dostojewskiego, Szekspira czy Manna, to nie zwykłe zapożyczenia i cytaty, ale wszystko to ma oddać chaos, rozpacz, tragedię człowieka zagubionego wśród sprzecznych, wykluczających się wartości. Brak porozumienia, samotność, przemijanie i odchodzenie, barbarzyństwo na fundamentach kultury i cywilizacji znalazły w inscenizacji tej sztuki precyzyjny wyraz. Można sobie wyobrazić przejmujący pejzaż miasta po najeździe barbarzyńców, w którym rozlega się psi skowyt, w którym umiera Lear wraz z córkami, a sir James Joyce popada w błazenadę, niewiele bardziej wyrafinowaną niż ta, którą się popisuje pospolity z natury Tomek. Zniszczenie, obłęd i zamęt, oto co pozostanie.