Reżyserskie zmagania artykuł

Informacje o tekście źródłowym

  • autor
  • miejsce publikacji
  • „Didaskalia” nr 40/2000
  • data publikacji
  • 2000

Reżyserskie zmagania

IV Ogólnopolski Festiwal Sztuki Reżyserskiej Interpretacje
Katowice, 24-30 marca 2001

[fragment]

Poziom tegorocznych Interpretacji był dosyć wyrównany, wysoki, lecz zabrakło spektaklu, który stałby się teatralnym objawieniem. Nie było też przedstawienia będącego, lub choćby próbującego być, manifestem wyrażającym poglądy pokoleniowe (przecież to festiwal młodych reżyserów, choć nie tylko — według regulaminu do piętnastu lat po debiucie). Nie było też ekscesów formalnych, poszukiwań nowego języka teatralnego, bluźnierczych odczytań dramatu. Raczej solidna, przyzwoita robota. Czyżby to znak czasu?

Festiwal rozpoczynają i kończą tak zwane pokazy mistrzowskie, czyli przedstawienia reżyserskich autorytetów, twórców od lat uznawanych za ważne osobowości. W tym roku rozpoczął spektakl Teatru Współczesnego w Warszawie — Mieszczanin szlachcicem Moliera w reżyserii Macieja Englerta a zakończył Teatr Narodowy Operetką Gombrowicza w reżyserii Jerzego Grzegorzewskiego. Oba spektakle nieco zawiodły, choć z odmiennych przyczyn.

[...]

Końcowa lekcja festiwalu — Jerzego Grzegorzewskiego. Lekcja, której już nie da zbyć się kilkoma zdaniami. Operetka wydała mi się spektaklem bardzo nierównym (niewątpliwie to wpływ przeniesienia przedstawienia na scenę o zupełnie innym charakterze). Zazwyczaj bardzo lubię przedstawienia Jerzego Grzegorzewskiego. Balansują one często na granicy ironizującej gry konwencjami, nawiasami i autokomentarzami, z których zmieszania nagle wyłania się prawdziwy dramat. Na długo zapamiętam Improwizację Konrada-Radziwiłowicza w Dziadach czy Samuela Jerzego Treli w Sędziach. Ogromne wrażenie zrobiła na mnie też gra z mitem i patosem w Nocy listopadowej. Tym razem jednak dekoracyjna forma przedstawienia, kolejne gry ze strojem, konwencją, tekstem, odsłanianiem didaskaliów zabrzmiały trochę fałszywie. Można oczywiście rozwikływać znaczeniowe gry przedstawienia, smakować piękne obrazy (śpiewająca naga Albertynka i zasiadający na tapczanie „cały świat”), można dopatrywać się ostrzeżenia — nagość jako kolejny element wykorzystywany do narzucania totalitaryzmu konwencji. Jednak spektaklowi prezentowanemu w Katowicach zabrakło tempa i lekkości, rozsypywał się na piękne owszem, ale fragmenty. Drugi biegun mistrzostwa, upraszczając nieco, objawił się jako gra konwencjami, znaczeniami, które zachowując estetyczną niezależność i konsekwencję, pozostały jednak tylko intelektualną i formalną kombinatoryką.

[...]