Rozmawiamy z Ireną Eichlerówną, Haliną Mikołajską i Elżbietą Barszczewską artykuł

Informacje o tekście źródłowym

Rozmawiamy z Ireną Eichlerówną, Haliną Mikołajską i Elżbietą Barszczewską

W dniu 1 czerwca br. Teatr Narodowy występuje z premierą spektaklu złożonego z trzech części. Część pierwsza, to Ajschylosa Agamemnon w przekładzie profesora Stefana Srebrnego. Jest to część pierwsza Orestei. Część drugą spektaklu wypełni Elektra Eurypidesa, zaś trzecią Żaby Arystofanesa. Elektrę i Żaby zobaczymy w przekładzie Artura Sandauera.

Tę ostatnią premierę bieżącego sezonu dużej sceny Teatru Narodowego reżyseruje — w oprawie scenograficznej Zenobiusza Strzeleckiego — dyr. Kazimierz Dejmek. Muzyka Stefana Kisielewskiego. Wśród całego prawie zespołu, biorącego udział w tym spektaklu, zobaczymy w Agamemnonie Irenę Eichlerównę w roli Klitemnestry oraz Halinę Mikołajską w roli Kasandry, zaś w Elektrze w roli tytułowej Elżbietę Barszczewską.

A oto wypowiedzi trzech znakomitych artystek na temat ich ról w spektaklu greckim, ich dotychczasowych ról w repertuarze klasycznym oraz wyboru — między klasyką a współczesnością.

Mówi Irena Eichlerówna:
Wiemy choćby z popularnej książki Boultona, że Henryk Schliemann, odkrywca miasta poematów homeryckich — Troi — dodał swoim odkryciem tysiąc lat do historii Grecji. I większość znanych nam legend, mitów zmienił w fakty historyczne. A z bajkowych postaci Iliady i Odysei uczynił postacie historyczne. Jako aktorko wdzięczna jestem głęboko fanatycznemu chłopcu, który też „wierzył w bajki” — i wielki repertuar antyczny uczynił dla nas kronikami historycznymi.

A więc, proszę pani, jesteśmy w autentycznych Mykenach czy Araos w roku około 1300 przed naszą erą, gdzie rządzi autentyczna Klitemnestra, córka króla Sparty, żona króla Myken. Co za władczyni bez trwogi! Gdybyż jej pozwolono dłużej pożyć! Przeciwstawia się składaniu ofiar ludzkich, wprowadzaniu do domu przez mężów „przyjaciółek na stałe” — dla których trzeba być „życzliwą” — i paru innym wesołym rzeczom.

„Wielki, samotny Ajschylos” — chyba słusznie został tak nazwany? Schliemann po wykopaniu olbrzymich skarbów w Mykenach wysłał depeszę do cesarza niemieckiego: „Spojrzałem w twarz Agamemnona”. Oczywiście, byłoby dla mnie znacznie efektowniej, gdyby „spojrzał w twarz Klitemnestry” — ale trudno. Słowem: wielka kultura, cywilizacja, kanalizacja, centralne ogrzewanie, nawadniania, posągi, rzeźby, masa złota. Po prostu z tego zbytku mieli przewrócone w głowie. Jeżeli maski na twarz, to całe ze złota, no i drogich kamieni. No cóż, Ajschylos w roku 490 przed naszą era, też kazał w swoich sztukach używać aktorowi masek, ale już nie ze złota. A my nie używamy już żadnych. Musimy świecić własną twarzą.

Unikalna budowa sztuki Ajschylosa, problem zła — śmierć, cierpienie, przebaczenie — niebywała współczesność psychologii tego prawzoru bohaterek literatury świata — Klitemnestry — są jasne. Pierwsza jakby femme fatale światowej literatury. Nikt jakoś dotąd nie przewyższył sceny przywitania męża. Pozostała nieprześcigniona już prawie dwa i pół tysiąca lat! Wszystko już zostało kiedyś powiedziane… — proszę pani, to Terencjusz zauważył, nie tylko ja.

Mówi Halina Mikołajska:
Co myślę o mojej roli w Agamemnonie? Doprawdy nie bardzo potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Zresztą, to bardzo niebezpiecznie mówić w czasie prób, co się myśli o opracowywanej roli, bo przecież pogląd na nią może się jeszcze sto razy zmienić. W wypadku Kasandry wiem z całą pewnością, że dziś myślę o niej całkiem coś innego, niż dwa tygodnie temu i zupełnie nie wiem co będę o niej myślała za tydzień. Poza tym efekt końcowy mojej pracy może być zupełnie rozbieżny z moimi zapatrywaniami na rolę, to się zawsze może zdarzyć, bo chociaż raczej nie poddaje się przypadkom i świadomie dobieram „sposobów” na wyrażenie tego co myślę, to po pierwsze: jak każdy, mam prawo do błędów, a po drugie — nasza praca jest ogromnie złożona… Wolałabym, żeby rezultat był odpowiedzią na pytanie, które pani mi postawiła, jeżeli tak się stanie będę prawie szczęśliwa — prawie, bo przecież powinien być to wynik zbiorowego myślenia: reżysera, scenografa, kompozytora i mojego, nie mówię już o autorze, z którym niestety nie można się porozumieć na temat Kasandry.

Jakie role z repertuaru klasycznego najbardziej mi odpowiadały? Nie jestem tego pewna — jakie. Chyba — Medea Eurypidesa i umiłowana rola Julii z Romea i Julii oraz Rosalindy z Jak wam się podoba — role, których nigdy nie zagrałam i nie zagram. I jeszcze jedna albo dwie, których nie nazwę, i które może jeszcze zagram.

Repertuar współczesny czy klasyczny? Nigdy nie uznawałam tego rozróżnienia. Wielki repertuar klasyczny jest przecież jak najbardziej współczesny. Wielkość jego polega na jego nadczasowości, na jego „wieczności”.

A teraz Elżbieta Barszczewska:
Mówić o roli, nad którą pracuję, było mi zawsze bardzo trudno, a tym razem chyba najtrudniej.

Wiem — mniej więcej — jaka powinna być w ostatecznym kształcie scenicznym postać, którą mam zagrać. Wiem, jakie są zamierzenia reżysera i scenografa. Ale w tak trudnym zadaniu, jakim jest najtrafniejsze przekazanie „prawdy” o Elektrze Eurypidesa, a przy tym o Elektrze na koturnach, tak jak to było w dawnym teatrze greckim, omawiać swoje metody pracy i przewidywać wyniku nie potrafię. By ocenić ostateczny rezultat pracy, należy poczekać do chwili konfrontacji z widownią.

Kiedyś grałam już Elektrę w Orestei Ajschylosa. Była mi wtedy ta postać bliska. Marzyłam o roli Elektry w tragedii Sofoklesa. Los jednak — czyli dyrektor Teatru Narodowego — miał w swych planach Elektrę Eurypidesa. Przypadło mi zadanie bardzo trudne, ale na pewno pasjonujące, warte największego wysiłku.

Jakie role wspominam najgoręcej? Przede wszystkim Lilę Wenedę Słowackiego. W niej było wszystko, co dla mnie najpiękniejsze jest w życiu i w sztuce: poezja i pasja w działaniu i w uczuciach.

Czuję się dobrze w repertuarze klasycznym, a może rozszerzając termin — klasyczno-romantycznym. Ten świat wielkich dramatów, niecodziennych przeżyć, zawsze mnie pociągał. Ale przecież i w repertuarze współczesnym jest wiele ról, opartych na wielkich, ludzkich przeżyciach, dających interesujący materiał do roboty aktorskiej. Chciałabym jednak zagrać kiedyś rolę w dobrej komedii — może w komedii Szekspira.