Teatralny Titanic artykuł

Informacje o tekście źródłowym

  • autor
  • miejsce publikacji
  • „She”
  • data publikacji
  • 1998/12/01

Teatralny Titanic

Halka Spinoza Jerzego Grzegorzewskiego w Teatrze Narodowym jest artystycznym powrotem do formy teatru uprawianego przez tego wybitnego reżysera w warszawskim Studio. Powrotem nieudanym. W klimat Studio wpisuje się nawet tytuł spektaklu Halka Spinoza albo Opera utracona albo Żal za uciekającym bezpowrotnie życiem. Typowy dla warsztatu Grzegorzewskiego jest montaż tekstów Witkacego, księdza Józefa Tischnera, Adama Mickiewicza i Juliusza Słowackiego. Są one tworzywem dialogów. Ich dramaturgiczne spoiwo stanowi wymyślona przez reżysera literacka fikcja. Przebywający w Zakopanem Witkacy (Krzysztof Wakuliński) kręci film inspirowany Moniuszkowską Halką.

Anegdota jest arcyprzednia, również dlatego, że Witkiewicz gardził filmem. Pomysłu starcza jednak na kawiarniany żart. Tymczasem Grzegorzewski oparł na nim półtoragodzinne przedstawienie, w którym niemal każda scena da się sprowadzić do jednego mianownika — zderzania artystowskiej pustki z autentycznością wieśniaków. W takim ujęciu nawet aktorzy wybitni, jak Olgierd Łukaszewicz, Mariusz Benoit, Gabriela Kownacka, Zbigniew Zamachowski i Wojciech Malajkat, zostali zredukowani do roli literackiego symbolu i plastycznego znaku.

Przedstawienie ożywa, gdy rusza prowadzona na szynach kamera. Kiedy oglądamy sceny dancingu. Gdy Zamachowski pięknie śpiewa góralski Krywań. Są to jednak wyjątki. Dramaturgicznym ornamentem jest również bohaterka Moniuszki, Halka. Przypomina nieco Gombrowiczowską Iwonę — jej śmierć to niemy wyrzut sumienia, który trafia w obojętność i pustkę. Górale pozostają, dekadenci odpływają Titanikiem. Oglądamy mocny finał słabego spektaklu.