„Usta milczą…” (powrót) artykuł
Informacje o tekście źródłowym
„Usta milczą…” (powrót)
Spektakl Jerzego Grzegorzewskiego, oparty na fragmentach najsłynniejszych operetek — Księżniczki czardasza, Wesołej wdówki, Paganiniego, Bajadery…
Witold Gombrowicz, był zafascynowany tą konwencją, choć twierdził, iż charakteryzuje ją boski idiotyzm. Należałoby to odwrócić-idiotyzm, ale boski. Bo niezwykle teatralny — barwny, dynamiczny, szalenie aktorski i jakże skuteczny wobec widza.
Grzegorzewski kpi z operetki jako gatunku, sposobu ujmowania życia, ale wykorzystuje jej siłę i tradycję teatralną — czasem cytuje z pełną powagą, by po chwili ukazać jej karykaturę lub mistrzowską parodię A prolog we foyer… ech! Naprawdę, usta milczą, dusza śpiewa (taka jest dola widza) — nigdy nie widziałem tak zdezorientowanej (ale pozytywnie) publiczności. A cały spektakl ma dzięki owej przetwarzanej na rozmaite sposoby operetkowości mnóstwo szarmu — więcej niż hrabia Szarm w Operetce — a to dzięki aktorom. Wykonującym zadania karkołomnie trudne. Wymagające doskonałej techniki, wyczucia stylu, dowcipu i prawdziwej scenicznej charyzmy.
Teresa Budzisz-Krzyżanowska, Małgorzata Niemirska, Marek Walczewski, Zbigniew Zamachowski, Wiktor Zborowski (gra tu gościnnie).
Kostiumy Barbary Hanickiej są arcydziełkami humoru w dziedzinie sztuki komponowania scenicznego kostiumu — współtworzą postacie i efekty aktorskiego działania.
Ten spektakl powinien stale figurować w repertuarze Teatru Studio, w bliskim sąsiedztwie najbardziej ezoterycznych, autorskich spektakli Grzegorzewskiego. Tylko mistrzów charakteryzuje taka swoboda w łączeniu na tyle przeciwstawnych biegunów. A każdy z nich jest potrzebny.