[W jaki sposób współczesny teatr...] artykuł

Informacje o tekście źródłowym

  • autor
  • miejsce publikacji
  • „Wprost” nr 48
  • data publikacji
  • 2000/11/26

[W jaki sposób współczesny teatr...]

W jaki sposób współczesny teatr poczyna sobie z wielkim polskim dramatem? Ostatnio dzień po dniu na dwóch scenach odbyły się premiery Nie-boskiej komedii Zygmunta Krasińskiego (Teatr Stary w Krakowie) oraz Nocy listopadowej Stanisława Wyspiańskiego (warszawski Teatr Narodowy). Noblesse oblige — przedstawienie grane w takich miejscach powinny mieć wysoką rangę artystyczną i intelektualną. Stało się jednak inaczej Nie-boska w reżyserii Krzysztofa Nazara jest piramidalnym nietaktem — począwszy od ckliwej muzyki Zygmunta Koniecznego i szpetnych dekoracji Andrzeja Przedworskiego, a na przedawnionych pomysłach inscenizatorskich skończywszy. Był tam Chrystus ukrzyżowany pod mrugającym telewizorem (telewizor jako wróg wiary?), sceny małżeńskie na rozpiętej linie (jak z teledysku), grupa obscenicznie podrygujących rewolucjonistów w krzykliwych strojach rodem z sex shopu. Znakiem scenicznym, pozwalającym się domyślić, o co generalnie chodziło reżyserowi, są podniszczone walizki szaro odzianych arystokratów inteligentów, którzy giną w kapitalizmie. Zbudowana takimi środkami analogia wielkiej rewolucji i dzisiejszych polskich przemian jest chybiona, a przy tym podana tandetnym językiem scenicznym w stylu lat 70.

Jerzy Grzegorzewski wystawił Noc listopadową na deskach Teatru Narodowego powtórnie po dwóch latach. Pierwsza realizacja stanowiła sceniczny rebus. Reżyser dostał wówczas za nią cięgi i dziś postanowił pokazać, że potrafi zrealizować dramat Wyspiańskiego „po bożemu”. I rzeczywiście, spektakl niczym bryk dla leniwych licealistów przejrzyście relacjonuje akcję dzieła. Grzegorzewski ujawnił się tu jako mistrz skrótu. Również strona wizualna jest niezwykle jak na niego prosta — każda scena ułożona została na kształt obrazu, zawsze z wielkim smakiem. Niektóre są przejmująco piękne, jak ten, gdy polegli w walce powstańcy i ciemięzcy wspólnie odpływają weneckim kanałem do innego świata. Spektakl toczy się wartko, sceny przechodzą płynnie jedna w drugą, akcja podana jest w sposób klarowny. Wszystko jasne — i martwe jak muzealna rekonstrukcja, pozbawiona namiętności i dramatu ludzi wciągniętych w wir historii. Dobrzy skądinąd aktorzy nie mieli szansy, by przedstawić tętniące emocjami postaci Wyspiańskiego. Co więc było przyczyną zmierzenia się po raz wtóry Grzegorzewskiego z Nocą? Trudno dociec.

Obie interpretacje klasyki w Krakowie i Warszawie, zarówno ekstrawagancka, jak i wierna literze, nie zachowują ducha dzieła. Wielu wątpi, czy jest to dziś możliwe. Mówi się, że nasi klasycy są przestarzali, że problemy, które ich dręczyły, nikogo dziś nie obchodzą, bo dotyczą czasu niewoli czy dawno minionej historii. To nieprawda. Lustro, jakie uczciwi aż do okrucieństwa polscy klasycy stawiali przed naszymi przodkami, dziś stoi przed nami. Brak tylko wielkiego inscenizatora.