W teatrach łódzkich [fragm.] artykuł

Informacje o tekście źródłowym

  • autor
  • miejsce publikacji
  • „Kultura”
  • data publikacji
  • 1966/03/02

W teatrach łódzkich [fragm.]

Ostatnią premierą teatru im. Jaracza w Łodzi było Kaukaskie Koło Kredowe Bertolta Brechta w inscenizacji, reżyserii i scenografii Jerzego Grzegorzewskiego (warsztat reżyserski). Grzegorzewski odrzucił, i chyba słusznie, prolog, rezygnując w ten sposób z „teatru w teatrze”. Pozostawił rozgrywającą się na tle zamieszek społeczno-politycznych XIII-wiecznej Gruzji baśń-przypowieść o zwycięstwie DOBRA nad ZŁEM, baśń o dobrej dziewczynie z ludu, Gruszy, wychowującej w wielkich trudach i poświęceniu porzucone książęce dziecko i walczącej potem o swoje prawo do niego.

W tak okrojonym, ponadto skróconym i przetasowanym, scenopisie inscenizator powierzył partie epickie narratorowi — Pieśniarzowi, wyprowadzając go na proscenium. Dzięki, temu, a także dzięki zastosowaniu oszczędnej, niezmiennej ramy dekoracji, uzupełnianej tylko pomysłowymi przystawkami, sztuka zyskała na zwartości i dynamice. Zbyt jednak mało dyskretnie potraktowana partia narratora, patetyczna i wybijająca publicystyczne akcenty, mąciła tok spektaklu, odrywając od niego uwagę widza.
Przedstawienie jest soczyste, barwne, pełne ludowego jarmarcznego humoru. Chęć dyskusji budzi ostry kontrast farsowo potraktowanego wątku społeczno obyczajowego, politycznego, zwłaszcza scen z kompletnie debilowatymi żołnierzami, scen (a może aktorzy tak się „rozegrali”) sądowych itp. i konwencjonalnie przy tym ujętego wątku lirycznego. Wprawdzie Grusza, grana przez Ewę Mirowską i Simon (Bogumił Antczak) są wzruszający i czyści w swojej miłości, dobroci i prawości, od melodramatu i ckliwości ocala ich prostota i bezpośredniość, ale przy parodystycznej tonacji scen wątków społecznych i politycznych nasuwa się pytanie, czy nie warto było opukać także i wątek liryczny i pokusić się o jego bardziej charakterystyczne ujęcie czy o podanie w konwencji żartobliwo-baśniowej, co przydałoby spektaklowi cech stylistycznej jednorodności, aczkolwiek to, co zrobił Grzegorzewski, ostre skontrastowanie wątków, zgodne jest z cechami teatru Brechta.

Trudną rolę Azdaka grał Józef Zbiróg w koncepcji swojej i (chyba reżyserskiej) stał na granicy pełnego ujęcia tej postaci, zbyt przecież wieloznacznej w samym tekście, aby starczyło tu szerokie, buńczuczne, patetyczno-romantyczne potraktowanie. Zbiróg, mający za sobą wiele pięknych osiągnięć aktorskich, był znakomity w ruchu, celny w geście, ale nieco zbyt monotonny w ponurawej masce i bohaterskiej tonacji, aby w pełni oddać złożoność i przemienność tej postaci, która jest i mędrcem ludowym, ale i w zamierzeniach autora ma kompromitować przekupność sądów feudalnych, która jest i dobroczyńcą ludu, swoistym Janosikiem, ale i tęgim opojem i obwiesiem, niepozbawionym chytrej mądrości Szwejka, ale i zarazem cynicznego humoru sędziego, który „jak się da, to się zrobi”.

W ogólnym zarysie przedstawienie ciekawe w robocie dramaturgicznej, propozycjach inscenizacyjnych i w rzetelnych osiągnięciach aktorskich. Rzeczą godną podkreślenia, jak zwykle w tym teatrze, jest obsadzenie epizodów pierwszymi aktorami tej sceny, co przy debiucie reżyserskim ma niemałe znaczenie.

[data druku artykułu nie jest ustalona]