Świat z dwóch stron szyby artykuł

Informacje o tekście źródłowym

  • autor
  • miejsce publikacji
  • „Głos Robotniczy” nr 57
  • data publikacji
  • 1976/03/11

Świat z dwóch stron szyby

Ogromnie interesującym zamysłem jest próba odtworzenia wieczoru teatralnego z wtorku 2 lipca 1901 roku w Teatrze Miejskim we Lwowie dzisiaj 6 marca 1976 roku w Teatrze im. Stefana Jaracza w Łodzi. Wówczas, przed 75 laty dawano po raz pierwszy Warszawiankę Stanisława Wyspiańskiego, po czym następował fragment z opery Ryszarda Wagnera Tristan i Izolda oraz z oratorium Jan III Franciszka Liszta. W dalszej części spektaklu widzowie zobaczyli sztukę Maurycego Maeterlincka pt. Wnętrze.

Dzisiaj nie ma programu muzycznego i kolejność sztuk została odwrócona. Najpierw oglądamy Wnętrze, a następnie Warszawiankę. Ale to, o co chodziło wówczas zostało chyba osiągnięte i dzisiaj — manifestacja symbolizmu w sztuce teatralnej. Tylko że dzisiaj Grzegorzewski ów symbolizm przekształca w system znaków plastycznych, szuka sposobu na kondensację wizji teatralnej, stara się w minimum czasu dać spieszącemu się człowiekowi czwartego ćwierćwiecza XX wieku maksimum przeżycia i treści. Pokazuje mu świat oglądany z dwóch stron szyby, tak jakby kazał nam spojrzeć na siebie ukradkiem, z zewnątrz i od środka. Na nasze dziś i na nasze wczoraj.

Wnętrze Maeterlincka trwa na scenie dosłownie kilkanaście minut. Ale widzowi wydaje się, że mijają długie godziny. Reżyserowi udało się osiągnąć nastrój niezwykłego napięcia i niepokoju, pokazać dramatyczną chwilę w ludzkim życiu, kiedy mamy wrażenie, iż trwa ona wieki. Niesamowite wręcz wrażenie sprawia wnętrze domu, owa rodzina spokojnie siedząca przy stole, w świetle lampy, oddzielona od świata zewnętrznego, tonącego w ciemności, szklaną szybą. Jakby zanurzona w jakimś akwarium staje się wyabstrahowanym przedmiotem naszego oglądu. A na przodzie sceny pojawiające się postacie określają tragiczną sytuację tamtych ludzi, zastanawiają się, w jaki sposób zawiadomić ich o śmierci bliskiej im osoby.

Tylko ta, i tylko ta sytuacja, interesuje Grzegorzewskiego. Tekst sztuki doprowadził do kilkudziesięciu zdań o informacyjnym charakterze. Cały dramat rozgrywa w obrazie, w precyzyjnie wyważonym rytmie, w bezosobowym niejako potraktowaniu aktorskich ról, w wytworzeniu nastroju grozy, za którym idzie refleksja o kruchości naszej egzystencji.

Wrażenie jest tak silne, że mimo długiej przerwy w przedstawieniu pierwsze sceny z Warszawianki przyjmuje się w jakimś odrętwieniu, patrzy się na nie jak na coś martwego, postaci jawią się nam trochę na kształt figur woskowych. Jak wiadomo, utwór Wyspiańskiego jest dramatem w swej formie bardzo statycznym i odczucie tej statyczności jest w pierwszej części spektaklu w Teatrze im. Stefana Jaracza w dziwny sposób spotęgowane.

Nie jest to zresztą sprawa najważniejsza. W inscenizacji Grzegorzewskiego zdumiewające jest to, że dochowując wierności intencji Wyspiańskiego dokonuje znacznego przesunięcia akcentów, z utworu o niezwykle precyzyjnej konstrukcji, kunsztownie budującego nastrój, posługującego się syntezą środków wizualnych, muzycznego rytmu i bogactwa poetyckiego słowa tworzy obraz na innej zasadzie estetycznej. U Wyspiańskiego dramat rozgrywa się poza oknami szlacheckiego salonu. Od trzech dni trwa powstańcza bitwa. Tutaj nieustannie dochodzą jej echa, tutaj, uczestnicy dziejowego wydarzania szukają motywacji i argumentów patriotycznego zrywu, przeżywają osobiste dramaty, a symbolem tego wszystkiego jest powtarzająca się w różnych sytuacjach melodia Warszawianki. Dla tej melodii kontrapunktem są przemarsze wojsk za oknami i huk dalekich wystrzałów.

Historycy literatury zwracają uwagę, że Warszawianka Wyspiańskiego miała w pewnym stopniu związek z koncepcjami teatru operowego i nawiązywała do postulatów estetycznych dramatu muzycznego Wagnera. Reżyser przedstawienia w Teatrze im. Stefana Jaracza „muzyczność” formy utworu Wyspiańskiego zastąpił znakiem plastycznym.

Wnętrze salonu dzieli przezroczystą ścianą, której ażurową konstrukcję tworzą metalowe pulpity na nuty. Ale owa ściana to jeszcze nie są okna dworku, nie za nią rozgrywa się powstańczy dramat. Autor spektaklu w głębi buduje jeszcze jedną płaszczyznę, której zarys stanowią na tle kompletnej ciemności ramy okienne. W tej przestrzeni między szklaną ścianą, a oknami tworzy Grzegorzewski jakby „drugą strefę symboliki”. Tam umieszcza m.in. z własnej imaginacji wywiedzione postacie chyba muz, na poły roznegliżowanych niewiast, będących jakby repliką, wysublimowanym odbiciem, może duszą Marii i Anny.

Dzięki tym zabiegom i zamianie symboliki na znak plastyczny modyfikuje Grzegorzewski w zaskakujący sposób sens Warszawianki, z realiów historii wywiedziona symbolika losu ludzkiego, problem winy i kary, prawdy dziejowej i romantycznej pozy zamienione zostają na uniwersalny motyw bezsilności człowieka wobec historii i śmierci.

Mam wrażenie, iż na skutek przyjęcia takiej koncepcji wiele scen w przedstawieniu Grzegorzewskiego zostało potraktowanych z ostentacyjną zdawkowością. Przykładem tego może być słynna scena wejścia Starego Wiarusa. Ma ona w tym przedstawieniu wyłącznie informacyjny charakter, całkowicie jest pozbawiona ekspresji, ustawiona wbrew intencjom autora.

I nagle w końcowych momentach przedstawienia nabiera ogromnej siły, znowu następuje kondensacja teatralnego działania. Jeden niekończący się gest wyciągania ręki przez Marię po skrwawioną wstążkę potrafi wstrząsnąć widzem.

Wieczór teatralny w Teatrze im. Stefana Jaracza jest z pewnością dla miłośników teatru artystyczną przygodą interesującą i cenną.

We Wnętrzu grają znakomicie budując nastrój: Włodzimierz Skoczylas, Maciej Małek, Wanda Grzeczkowska i inni, w Warszawiance Ewa Mirowska, jako Maria, Barbara Marszałek (Anna), Ryszard Sobolewski (Chłopicki), Marcin A. Idziński (Młody Oficer). Antoni Lewek (Stary Wiarus), Maria Kozierska (Pani domu), Bogumił Antczak (Skrzynecki), Stanisław Jaroszyński (Pac), Włodzimierz Skoczylas (Małachowski), Zygmunt Urbański (Literat) i inni.