Witkacy w pigułce artykuł

Informacje o tekście źródłowym

  • autor
  • miejsce publikacji
  • „Rzeczpospolita” nr 125
  • data publikacji
  • 1992/05/29

Witkacy w pigułce

Skomponowane zgrabnie fragmenty z kilkunastu sztuk Witkacego, najpierwsza obsada aktorska, atmosfera zabawy i powagi, nader skromna scenografia i doskonała muzyka…

Jesteśmy świadkami czegoś w rodzaju próby „zrekonstruowania” ostatniego (z 1938 i 1939 roku), a niezachowanego dramatu Stanisława Ignacego Witkiewicza Tak zwana ludzkość w obłędzie. W Starym Teatrze w Krakowie podjął to wyzwanie Jerzy Grzegorzewski.

I oto zanurzamy się w senny świat narkotycznych wizji twórcy Czystej Formy. Wizji, które niestety nabierały realnych kształtów na jawie, w zwykłej rzeczywistości. Utwierdzają nas w tym zderzane ze sobą kolejne sentencje — puenty z szesnastu dramatów Witkacego, poczynając od pierwszej propozycji Maciej Korbowa i Bellatrix. Nieważne, czy bardziej poruszają nas bohaterzy Matki, Kurki wodnej, Szewców czy Niemytych dusz i Szalonej lokomotywy. Wszystko bowiem prowadzi konsekwentnie do katastrofy. Ta pełna lęków i wykluczająca jakąkolwiek nadzieję Witkacowska wizja świata w wydaniu Jerzego Grzegorzewskiego jest dodatkowo pełna aluzji do obecnej sytuacji w Polsce. Jak odbierają to widzowie?

Przedstawienie jest dynamiczne. Trwa zaledwie godzinę i czterdzieści pięć minut. A więc Witkacy w pigułce. Początkowo już samo pojawienie się takich aktorów jak Jerzy Bińczycki czy Jerzy Stuhr wzbudza salwy śmiechu. Bawią wygłaszane przez nich katastroficzne sentencje. Wszystkim udziela się klimat szalonego wodewilu czy musicalu. Później jednak atmosfera siada, robi się nieco przyciężko. Coraz trudniej o dystans wobec padających ze sceny przesłań. Razi teatralna aluzyjność, jakże nic przystająca do codziennego życia przy otwartej kurtynie…

Jest to jednak spektakl, który wyłamuje się w sposób widoczny z sennego ostatnio i nudnawego życia teatralnego Krakowa. Nie będzie narzekał na brak widzów, których przyciągną takie nazwiska, jak Jerzy Stuhr, Anna Dymna, Teresa Budzisz-Krzyżanowska (znowu w Krakowie, ale gościnnie tylko), Jan Nowicki, Jerzy Trela. Mnie jednak bardziej przekonały panie Elżbieta Karkoszka (Amelka), Izabela Olszewska (Zosia), Ewa Kolasińska (Marianna) i złożony z pięciu panów znakomity Chór Witkacych…