Wypaleni artykuł

Informacje o tekście źródłowym

  • autor
  • miejsce publikacji
  • „Dziennik Zachodni” nr 53
  • data publikacji
  • 2003/03/04

Wypaleni

Pokazana na katowickich Interpretacjach, Nie-Boska komedia jako spektakl mistrzowski, to bardzo indywidualna wypowiedź artystyczna. Jerzy Grzegorzewski, reżyser tego przedstawienia, wybrał tylko fragmenty dramatu, swoje przemyślenia wspomagając natomiast innymi utworami poety, przede wszystkim związanymi z jego pobytem w Wenecji. Skądinąd wiadomo, że Zygmunt Krasiński budował postać hrabiego Henryka przez długi czas, zaś Niedokończony poemat miał nawiązywać do biografii bohatera sprzed akcji Nie-Boskiej komedii.

W tej inscenizacji nie ma obrazu rewolucji, nie ma polemik politycznych, nie ma zwarcia między romantycznym i rewolucyjnym pojmowaniem jednostki w procesie historycznym. Właściwie w ogóle nie ma poglądów poety na filozofię dziejów, Jerzy Grzegorzewski pochylił się bowiem wyłącznie nad postaciami Henryka i Pankracego, sytuując ich nie tyle u schyłku życia, ile u schyłku idei, jakie wyznawali. Obydwaj są przegrani, wypaleni i świadomi bezsilności. Przedstawienie Teatru Narodowego to rzecz o braku nadziei, który nie pozwala żyć, choć nie musi oznaczać śmierci fizycznej. Pankracy, siedzący w fotelu na kółkach, w czarnych okularach przypomina zrazu bohatera Końcówki Becketta, a więc dramatu o końcu świata. Bo u Grzegorzewskiego to jest koniec świata obu dotychczasowych przeciwników. Wychodzili z odmiennych punktów, popełniali inne grzechy i różne przyświecały im idee, ale dochodzą do tego samego miejsca, poza którym już nie ma niczego, co mogłoby rozbudzić w nich potrzebę działania. I nie jest to powielanie zachowań, wynikające z podobnych osobowości. Henryk w interpretacji Jana Englerta to mężczyzna bez oblicza, niezdolny do wysiłku, karmiący się poczuciem winy, czasem wiarą w talent, czerpiący natchnienie w tym samym stopniu z rozpusty, co z lęku. Niezdolny do decyzji, skarlały w okazywaniu uczuć i emocji. Odwrotnie Pankracy, grany przez Jerzego Radziwiłowicza; to wytrawny gracz (ważna scena przy karcianym stoliku), przebiegły, pragmatyczny, okrutny i świadomy jałowości swoich wysiłków. Ich kulminacyjna rozmowa nie pozostawia złudzeń — wszystko jest marnością, żaden cel nie jest wart wysiłku, nie warto żyć.

Skrajnie osobista wypowiedź reżysera zrodziła skrajnie hermetyczne przedstawienie, składające się z ciągu impresyjnych obrazów. Wejście w ten świat staje się momentami niemożliwe, wiele znaków teatralnych pozostaje trudnymi do zdefiniowania, wiele sytuacji zawisa w próżni. Klimat rezygnacji, poczucia przegranej i braku nadziei przenika natomiast na widownię od pierwszych minut.