Zaklęty krąg artykuł

Informacje o tekście źródłowym

  • autor
  • miejsce publikacji
  • „Życie Warszawy” nr 264
  • data publikacji
  • 2000/11/13

Zaklęty krąg

Jerzy Grzegorzewski po trzech latach wrócił do Nocy listopadowej. Tym dramatem Stanisława Wyspiańskiego w 1997 roku rozpoczął swoją dyrekcję w Teatrze Narodowym. Spektakl grany zaledwie trzydzieści razy spadł z afisza; teraz pojawia się znowu, ale w znacznie skróconej wersji.

Reżyser zrezygnował z prologu pochodzącego z pierwszej części Wyzwolenia, zmienił lub wyrzucił niektóre fragmenty. Zabiegi te poprawiły zwartość inscenizacji, będącej refleksją zarówno nad funkcjonowaniem mitu heroicznej śmierci towarzyszącej polskim zrywom wolnościowym, jak i nad miejscem twórczości Wyspiańskiego w naszej pamięci zbiorowej.

Walorem spektaklu jest scenografia Andrzeja Kreutz Majewskiego i dyskretna muzyka Stanisława Radwana, natomiast zmiany w obsadzie (poza Igorem Przegrodzkim jako Kudliczem-Mefistem) są rozczarowujące. Spontaniczną Dorotę Segdę w roli Joanny zastąpiła usztywniona czy może stremowana Maja Ostaszewska, a Wielkim Księciem Konstantym jest Mariusz Benoit, nie dosięgający bogactwa kreacji, jaką trzy lata temu stworzył Krzysztof Globisz. Zupełnie bezbarwny, w dającej przecież pole do popisu partii adiutanta Kuruty, jest Jan Monczka, podobnie Andrzej Blumenfeld jako Gendre, zaufany Wielkiego Księcia. Tymczasem Jana Englerta (Chłopicki) i Krzysztofa Kolbergera (generał Wincenty Krasiński) oglądamy tyko w epizodach…

Wydaje się, że po reżyserskich cięciach mniej do zagrania miała tym razem Teresa Budzisz-Krzyżanowska jako Pallas Atena, ale każde jej wyjście było elektryzujące. Znakomitą aktorkę pamiętam z roli Joanny w Nocy Listopadowej, zaprezentowanej w 1974 r. w Starym Teatrze przez Andrzeja Wajdę. W inscenizacji, przeniesionej w 1977 r. przez telewizję w plener jesiennych Łazienek, jej partnerem jako Wielki Książę był Jan Nowicki. To było widowisko! Wróćmy jednak do Teatru Narodowego. Trwa tu festiwal powtórek. Jerzy Grzegorzewski powiedział ostatnio, że marzy, by Noc listopadową powtórzyć znów za trzy lata, a za lat sześć — jeszcze raz. Chce ponadto wrócić do Wyzwolenia. Plany zdominowania repertuaru sceny narodowej przez wspominkowe realizacje jej dyrektora brzmią niepokojąco. Zwłaszcza że pokazywane niedawno Wesele nie dorównało jego krakowskiemu spektaklowi sprzed 23 lat, zaś Nowe Bloomusalem wg Joyce’a, wystawione w 1999 r. w ćwierć wieku po rewelacyjnej inscenizacji Grzegorzewskiego w Teatrze Ateneum, było kompletnym niewypałem.