Zbieranie pereł artykuł

Informacje o tekście źródłowym

  • autor
  • miejsce publikacji
  • „Rzeczpospolita” nr 50
  • data publikacji
  • 1995/02/28

Zbieranie pereł

Jest w La Bohème scena, w której do Marysi (Agnieszka Brzezińska) podchodzi Widmo (Redbad Klynstra). Dotyk Widma sprawia, że na szyi dziewczyny pęka sznur pereł. Perły rozsypują się po podłodze, a osowiała dotychczas grupka kawiarnianych bywalców rześko podrywa się od stolików, by je pozbierać. To gorączkowe zbieranie pereł można uznać za kluczowe dla całej La Bohème — najnowszego spekta­klu Jerzego Grzegorzewskiego. Twórca po­łączył w nim w niebanalną całość perły tek­stów i motywów Stanisława Wyspiańskiego (Wesele, Wyzwolenie) tematycznie dobranych w ten sposób, by dać możliwie pełny obraz stanu ducha młodopolskich artystów oraz miejsca przynależnego sztuce w naszym życiu społecznym.

Mimo kostiumów dramatis personae — krakowskiej cyganerii przełomu wie­ków — ich rozterki, pasje, bunty, „dusz­ne” wzloty i upadki w generaliach nie różnią się zbytnio od dzisiejszych problemów „wybrańców bogów”. Wyrafinowa­ne w formie widowisko Jerzego Grzego­rzewskiego jest gorzko-ironicznym, polemicznym spojrzeniem na miejsce sztuki i artysty także i w naszej rzeczywistości. La Bohème to również przykład dużej pokory Grzegorzewskiego-artysty teatru, prezentującego kontrowersyjny i bynaj­mniej nie wyidealizowany obraz środowiska, do którego wszak sam należy.

La Bohème jest spełnieniem jedne­go z marzeń reżysera, który Stanisława Wyspiańskiego darzy wielką estymą i uważa za geniusza najwyższej miary. Epoka, w której żył Wyspiański razem z genius loci Krakowa, stworzyły feno­men cyganerii artystycznej, odczuwają­cej przemożne pragnienie przeżywania sztuki i artyzmu w sposób dramatyczny, ostateczny. Przedstawienie Grzegorzew­skiego oddaje takiemu podejściu do sztu­ki melancholijny hołd. „Co się komu w duszy gra, co kto w swoich widzi snach” reżyser podporządkował własnej wizji, swoim przeczuciom, marzeniom i podszeptom.

Rozgrywane w kilku planach sceny — z których każda jest plastyczno-ruchowo-muzyczną impresją — biegną swoim własnym rytmem, płynnie, niemal niezauważalne łącząc się w jedną półtorago­dzinną sekwencję przedstawienia. Mimo wielu scenicznych odwołań i realizatorskich autocytatów, które sprawiają ra­dość teatralnym bywalcom, spektakl jest zajmujący i dla widza nie znającego poprzednich dokonań reżysera.

Przedstawienie zbudowane zostało tak jednolicie i konsekwentnie, że aż trudno wymieniać najciekawsze role, by nikogo nie skrzywdzić. Na najwyższą uwagę zasługuje tancerz Stanisław Szymański w ro­li Chochoła opisujący przestrzeń z nie­spotykanym rodzajem ekspresji. Stanisła­wa Celińska jako nieruchomy Sfinks i Teresa Budzisz-Krzyżanowska w efek­townej roli Muzy wyznaczały dwa biegu­ny aktorskiej pasji — powściąganej i żywiołowej. W rewelacyjnej interpretacji postaci Nosa pokazał się Andrzej Blumenfeld. „Zbuntowany” Dziennikarz Krzysz­tofa Majchrzaka dokonywał cudów subtelności muzycznej przy kawiarnianym pianinie. Mimo udziału jeszcze innych gwiazd — w tym znakomicie interpretującego postać Starego Aktora Zdzisława Tobiasza, swój artystyczny sukces La Bo­hème zawdzięcza zdyscyplinowanej grze całego zespołu w harmonii ze sceniczną plastyką i muzyką. To promieniejące ma­giczną siłą najnowsze przedstawienie Je­rzego Grzegorzewskiego stawiam najwy­żej wśród wszystkich zrealizowanych przez tego twórcę od czasu, kiedy znowu znaleźliśmy się we „własnym domu”.