Poetom szkodzi scena? artykuł

Informacje o tekście źródłowym

Poetom szkodzi scena?

Pod tytułem Wariacje z poetami Jerzy Grzegorzewski zaprojektował w warszawskim Teatrze Studio cykl spektakli (pierwotnie miał to być jeden składany wieczór), przedstawiający dzieła trójki artystów połączonych rozmaitymi widocznymi i niewidocznymi więzami. „Helmut Kajzar — czytaliśmy w dyrektorskiej eksplikacji tłumaczył sztuki Petera Handkego, Tadeusza Różewicza uważał za swego przyjaciela i mistrza. Łączy ich także pewien rodzaj poetyckiego, odnawiającego spojrzenia na rzeczywistość”. Dwa wieczory Wariacji z poetami nie dowiodły jednak bliskości owych spojrzeń, raczej wyakcentowały odmienność poetyki, tonacji, obrazowania. Spektakle rozpadły się na poszczególne cząstki; każdą z nich trzeba opisywać oddzielnie. Zawiódł nieco Zbigniew Brzoza; Godzina, w której nie wiedzieliśmy nic o sobie nawzajem — etiuda bez słów Petera Handkego grzeszyła nieco naiwną „poetyckością w ogóle”, liryzmem niezbyt skomplikowanym i nie poruszającym emocji. We foyer sam Grzegorzewski wyreżyserował Tadeusza Różewicza Francisa Bacona, czyli Diego Velázqueza na fotelu dentystycznym jako kilkunastominutowy happening, krzykliwy, efektowny, ale eliminujący ów ton intymno-filuterny tak ważny w wierszu. W drugim wieczorze Marcin Jarnuszkiewicz znużył śmiertelnie widownię Samoobroną Helmuta Kajzara. Natomiast tegoż Kajzara Koniec pół świni, rozpisany na cierpienie przedrewolucyjnych arystokratów i a krótkie scenki, punktowane światłem i muzyką, okazał się bardzo efektownym, oryginalnym widowsikiem. Zdaje mi się, że był to jedyny przypadek, kiedy teatr pomógł poezji, miast ją, mówiąc modnym językiem, zdołować.