Sezon fascynacji mitami artykuł

Informacje o tekście źródłowym

  • rozmawiają
  • Jerzy Grzegorzewski, Dorota Wyżyńska
  • miejsce publikacji
  • „Gazeta Wyborcza” nr 225
  • data publikacji
  • 1999/09/25-26

Sezon fascynacji mitami

W Teatrze Narodowym trwają próby przed październikową premierą Nowego Bloomusalem. Za pulpitem reżyserskim zasiada Jerzy Grzegorzewski.

Dorota Wyżyńska: Nie pierwszy raz sięga Pan po XV Epizod Ulissesa Joyce’a. W 1974 roku w teatrze Ateneum przygotował Pan spektakl Bloomusalem. Czy w pracy nad Nowym Bloomusalem często powraca Pan do tamtego przedstawienia?

Jerzy Grzegorzewski: Od Bloomusalem w Ateneum minęło ćwierć wieku, nie dwadzieścia pięć lat, ale ćwierć wieku. Taki czas z całą swoją patetyczną siłą zamazuje doświadczenie osobiste i przenosi w niebyt przedstawienia teatralne. Mówię to z żalem, ale może na szczęście tak się dzieje, bo te powoli ciemniejące malowidła przestają z upływem czasu prześladować i trzeba zaczynać coś nowego. Co do malowideł, to przez lata malowałem cykl obrazów za tytułowany Bloomusalem, a więc nie traciłem z nim kontaktu. Jeśli jednak mowa o teatrze, to Nowe Bloomusalem jest rzeczywiście nowe.

DW: Epizod XV Ulissesa, w którym Bloom po całodziennej wędrówce trafia do dublińskiej dzielnicy domów publicznych, to jedyna dialogowa partia powieści. Po ten epizod niejednokrotnie sięgał teatr. Przeróbka, nosząca tytuł Bloom w nocnym mieście, obiegła sceny Londynu, Nowego Jorku. Epizod XV liczy około 200 stron i stanowi nieco ponad 20 procent całości dzieła. Występuje tu ponad 200 postaci. To nietypowy materiał pod każdym względem. Ktoś powie, że to jakby dramat w powieści. Jak Pan postrzega ten fragment Ulissesa? Co w nim intryguje? Co w nim przeraża? Z czym trudno sobie poradzić?

JG: Tak naprawdę ten dramatyczny epizod jest tekstem do czytania i najlepiej funkcjonuje w wyobraźni czytelnika. Jakkolwiek kuszący jest dla ludzi teatru, zawsze stają wobec wyzwania i ryzyka, o którym boję się mówić i myśleć.

DW: Kiedy przygotowywał Pan Bloomusalem w 1974 roku, twórczość Joyce’a dopiero do Polski docierała. Była gorąco dyskutowana, odkrywana przez krytyków literackich. Polskie wydanie Ulissesa ukazało się przecież dopiero w 1969 roku. Choć Ulisses stoi dziś na półce u każdego intelektualisty, już nie budzi takich emocji. Czy, Pana zdaniem, dziś tę powieść czyta się inaczej?

JG: Myślę, że obcujemy często z Joycem wcale o tym nie wiedząc, bo liczne ślady jego odkryć funkcjonują w wielu książkach i sztukach autorów piszących po nim.

DW: Królestwo Blooma — Bloomusalem — przybiera na kartach książki realną postać. Jest to wzniesiony przez 32 robotników „kolosalny gmach o kryształowym dachu, wybudowany w kształcie nerki wieprzowej, zawierający czterdzieści tysięcy pokoi”. Jaką postać może przybrać w teatrze?

JG: No cóż, wizja wieprzowej nerki z kryształowym dachem mieści się w skali monumentalnej opery. Nawet chór kastratów nie dałby takiej architekturze życia teatralnego. W teatrze jest chyba inaczej… Wszystko ciągle się przekształca, wszystko jest w trakcie stawania się, zaś Joyce jako autor XV Epizodu jest demonem nieustannych mrocznych przeistoczeń. Jedna z postaci mojego przedstawienia, w zgodzie z tekstem oryginału, apeluje do bohatera: „Rąbnij ją. Kolombnij ją. Kameleon”. Słowo „kameleon” mogłoby być kluczem do takiej akcji, bo ledwo coś pochwycimy, zidentyfikujemy, już zmienia się w coś innego, ucieka.

DW: O Teatrze Narodowym za Pana dyrekcji mówi się „Dom Wyspiańskiego”. Jakie miejsce zajmuje w nim Joyce?

JG: To zaskakujące, ale na początku naszego wieku Wyspiański i Joyce byli mieszkańcami tego samego państwa. Zamieszkiwali Kraków i Triest, dwa stare, prowincjonalne wówczas miasta na obrzeżach Austro-Wegier. Niektóre wydarzenia uliczne z XV Epizodu Ulissesa noszą ślady cesarsko-królewskich uroczystości państwowych…

Mówiąc mniej anegdotycznie, Wyspiański i Joyce należą do grupy wielkich artystów europejskich, którzy u progu wieku, ze sprzeciwu wobec form dziewiętnastowiecznych, stworzyli podstawy sztuki nowoczesnej. Gdzieś przeczytałem, że nasz wiek zaczął się od sztuki i myślenia, a skończył na technice i polityce. Wyspiański i Joyce to dwie bardzo ważne postacie w tym wysiłku myśli i formy, na jaką było stać tamtą odważną epokę.

Wyspiański był tylko o dekadę starszy. Jego znaczenie było bardziej lokalne z powodu bariery języka, ale jego oddziaływanie w Polsce było jeszcze bardziej wyraziste niż oddziaływanie Joyce’a na literacką Europę. Obaj ci tak różni poeci stworzyli wielkie symboliczne wizje, u obu zostały one bardzo czytelnie zarysowane. Tych dwóch pilnych czytelników Homera łączy też to, że skonstruowali nośne, udane mity literackie: Joyce w Ulissesie, Wyspiański w swoich dramatach, scenografiach, w witrażach.

Warto tu dodać jeszcze jedno. Nieoczekiwanie wspólny dla odległych rzeczywistości Nocnego Miasta i Wesela jest swego rodzaju somnambulizm, działanie podświadomości symbolicznej.

DW: Nowe Bloomusalem według Ulissesa Joyce ‘a będzie pierwszą premierą Teatru Narodowego w sezonie 1999/2000. Czym ten sezon różnić się będzie od poprzednich?

JG: Antyk miał też niemałe znaczenie dla trzeciego pisarza z początków wieku, którego wystawimy w tym sezonie, dla Claudela. Dla niego z kolei wzorem poetyckim, prócz Biblii, była Oresteja. W Punkcie przecięcia narkotykiem, który uruchamia halucynację, jest żywioł południa. Bohaterowie Claudela są sprowokowani, ale i zatruci południem na statku pasażerskim płynącym na daleki Wschód. Znajduje się on dokładnie w punkcie, gdzie równik przecina się z południkiem — to jest właśnie partage de midi. [...]