Dziesięć fragmentów z operetką w tle artykuł

Informacje o tekście źródłowym

  • rozmawiają
  • Jerzy Grzegorzewski, Barbara Riss
  • miejsce publikacji
  • „Życie Warszawy” nr 222
  • data publikacji
  • 1988/09/23

Dziesięć fragmentów z operetką w tle

… Umawialiśmy się kilkakrotnie na rozmowę, której wątek ustalony na wstępie za każdym razem gubił się przy sprawach dotykających tego, co działo się za oknami pokoju w PKiN. Pozostańmy przy odpowiedziach najprostszych — stwierdził reżyser — za to autentycznych…
Ponieważ wypowiedzi artysty przekształciły się w ciąg samoistnych refleksji, we fragmenty o własnej dramaturgii, opracowując wywiad zrezygnowałam z moich pytań i tylko sygnalizuję ich charakter.

1. SZÓSTY SEZON
Nie można rozpatrywać tego sezonu w oderwaniu od poprzednich. To jest pewna całość, świadomie komponowana i mimo różnych teatralnych kataklizmów, których nie sposób uniknąć, sądzę, że w znacznej mierze zrealizowana.

Między Parawanami i Dziadami.

Klasyka polska zobaczona poprzez doświadczenie współczesnego teatru. Witkiewicz, Schulz, Mickiewicz i równolegle: Parawany, Pod wulkanem, Dawne czasy, Pułapka. I w tej tak zaznaczonej skali szukanie języka teatralnego, stylu, który mógłby te różne rzeczywistości teatralne ukazać.

2. DLACZEGO OPERETKA
Zrobiłem Dziady i uświadomiłem sobie groźne skutki kontaktu z Arcydziełem. Dalej wszystko niżej, bo… wobec Dziadów… Nieuchronne pasmo degradacji, spadku ambicji. W tej huśtawce nastrojów znalazłem się nagle na biegunie niefrasobliwym. Wtedy zrozumiałem, że i ratunek przyjdzie z nieoczekiwanej strony. Był nim pomysł, by wystawić operetkę.

Obawiam się jednak, że jeżeli ulegniemy w tej rozmowie czarowi operetki (jak w czerwcu premierowa publiczność), to — poprzez kontekst — stanie się ona zbyt oryginalna. Rozmawiamy w czasie dramatycznych napięć społecznych, trudno przewidzieć, co zdarzy się jutro, pojutrze. O czym będą pisały gazety, gdy ten tekst się ukaże. Choć może tonacja operetki zgodzi się z nastrojem tej jesieni.

3. TWORZENIE
Kiedy przygotowuję przedstawienie, mam prawdziwy natłok różnych wizji, najczęściej niestety bez związku z przedstawieniem, za to zupełny brak jego wizji. Ujawniam wreszcie tę dramatyczną prawdę wobec licznych pytań, jakie w ciągu lat na ten temat mi zadawano.

Co robię? Chodzę, spaceruję, kupuję duże ilości cienkich zeszytów w kratkę, dalej chodzę, coś tam rysuję, notuję, wyrzucam zeszyty, kupuję nowe, robię obsady, zmieniam obsady, skreślam, wyrzucam, przywracam, dalej chodzę, piję kawę, nie sypiam, wreszcie znużony całą tą monotonią mojego życia buntuję się i zapraszam aktorów do uczestniczenia w tej męce.

Rozpoczynam próby z zespołem.

Teraz działam w dwóch rzeczywistościach. Dalej chodzę, spaceruję, ani na krok nie rezygnując z tropienia w myślach mojej wizji, ale zarazem, działając w kontakcie z zespołem muszę proponować konkretne rozwiązania i precyzyjnie je realizować. Ta dwoistość działań — dodam — nie zawsze przebiega harmonijnie. Panuje tu dość chwiejna równowaga.

Kilka tygodni przed premierą porzucam wszelkie marzenia. Odtąd działam w ramach rygorów tej formy, która wyłoniła się w dotychczasowej pracy, staram się ją tylko wzbogacić.

4. O ZESPOLE I ZESPOŁOWOŚCI
Pomysł wystawienia operetki na motywach Lehára i Kálmána zespół przyjął wręcz entuzjastycznie. Mieliśmy nadzieję przeżyć wspólną, spontaniczną zabawę w intuicyjnym wyobrażeniu sobie starego świata operetki. Czy z ironicznym lub tragicznym podtekstem, to inna sprawa. Okupione to jednak zostało wielkim wysiłkiem i napięciem psychicznym. Zwłaszcza że mój scenariusz powstawał w trakcie pracy, ulegał wielu przeobrażeniom. Wszyscy byli szalenie zmęczeni, zestresowani, ja prawie znienawidzony. Jednak w noc poprzedzającą premierę w wolnych demokratycznych wyborach nieznaczną większością głosów zapadła decyzja o utrzymaniu jej terminu.

Pani pyta, czy zespołowość w naszym teatrze jest innej natury niż w krakowskim Starym Teatrze? Powiem, że bywa równie trudna, ale w obu przypadkach potrafi być heroiczna.

5. DEFINICJA TEATRU
Myślę, że trudno tu o jedną definicję. Jest wiele teatrów, które posługując się różnymi środkami, w różny sposób, poprzez różne formy wyrażają swoje idee.

Ja reżyserując, staram się najpełniej ujawnić tę wizję życia i rzeczywistości, jaka tkwi w utworze dramatycznym. Moja samodzielność zawiera się w rozłożeniu akcentów. W różny sposób.

Poprzez decyzje o obsadzie (ma ona ogromny wpływ na interpretację, często niedoceniany), poprzez przestrzeń, w której działają aktorzy, poprzez rytmy, także słowa. Sądzę, że jest to bliskie doświadczeniu tłumacza, który odnajduje tłumaczony utwór w innym, obcym języku.

6. O AKTORACH
Każde moje przedstawienie istnieje poprzez aktorów świadomych tej formy teatralnej, która wspólnie odkrywamy. Niekiedy przez lata. Tak jest też w Studio. Składają się na to różne doświadczenia, różne inspiracje, także ważne spotkania.

Często myślę o naszym spotkaniu — tj. zespołu Studio i swoim z Zofią Mrozowską i Mieczysławem Mileckim. Oboje grali gościnnie, byli w innych zespołach.

Zofia Mrozowską próbowała w Parawanach Geneta Kadidżę. Jeszcze tydzień przed premierą grała jedną z najświetniejszych swoich ról. Z wielką ekspresją, gwałtownie. Inna niż dotąd, wyznaczała nowe granice swojej sztuki. Cały zespół przenosił się z bufetu i garderób na widownię teatru, kiedy próbowaliśmy Jej sceny. Nie wiedzieliśmy, że pozostaniemy jedyną publicznością, która mogła oglądać tę kreację.

Mieczysław Milecki grał w Dziadach przez kilkanaście przedstawień. Grał Starego Konrada, który szuka śladów własnej młodości, miejsc, siebie sprzed lat. Tą rolą obchodził sześćdziesięciolecie pracy artystycznej. Mówił fragmenty Wielkiej Improwizacji odwołując się do swoich bogatych doświadczeń, także bardzo dawnych. Na scenie Studio, w przedstawieniu, które działa środkami i formą innego teatru. I nie było żadnego dysonansu. Ujawniała się jakaś szczególna harmonia, silne odczucie tradycji, prawdziwe wzruszenie.

Uważam za bardzo ważne, że mogę pracować z zespołem tych samych ludzi, często od lat mi znanych, że wytworzył się między nami wspólny język. I że ja z tego naszego wspólnego dorobku mogę korzystać.

7. DEBIUTANCI
Ogromnie cieszy mnie grupa utalentowanej młodzieży aktorskiej, z którą pracuję. Debiutowali w Studio i rozwijają się z każdym zadaniem. Wojciech Malajkat jest laureatem tegorocznej nagrody im. Wyspiańskiego, za Hamleta i Konrada w Dziadach. Zbigniew Zamachowski gra główną rolę w Tak zwanej ludzkości w obiedzie i w operetce Usta milczą, dusza śpiewa, gra też Maksa w Pułapce. A jest jeszcze kilka innych osób, z którymi wiążę najlepsze nadzieje.

Nie można też nie zauważyć spóźnionych debiutów aktorskich. W serialu Z biegiem lat, z biegiem dni w reżyserii Andrzeja Wajdy grałem Jana Matejkę. Przez chwilę.

8. PLANY. PROJEKTY
Robię zwykle jedno przedstawienie w roku. Poprzedni sezon był tu wyjątkiem.

Wystawiłem z różnymi zespołami Wesele, Nie-Boską, Dziady, Ślub, Balkon, bo reżyserzy podobnie jak dyrygenci, a orkiestry podobnie jak zespoły teatralne, muszą mieć szansę tej najwyższej próby, jaką daje kontakt z arcydziełem, z wielką formą. Tylko wtedy rozwijają się — i zespoły, i soliści.

Ale równolegle trzeba szukać nowych rzeczy. I ja staram się to robić. A powody moich wyborów są różne.

Jest w Warszawie takie miejsce, które od lat każe mi szukać utworu wkomponowującego się tam najpełniej. To Teatr na Wyspie w Łazienkach. Chciałbym tam wystawić operę Beli Bartóka Zamek księcia Sinobrodego. Grane w nocy, siedem komnat z zamkniętymi drzwiami — płyną na siedmiu platformach, wolno zbliżają się do głównej sceny lub giną w mroku. Na nich milczące kobiety — ofiary księcia.

Myślę, że to idealne miejsce do przeżywania i słuchania opery Bartóka. Nie wiem, czy jako amator w sprawach operowych nie głoszę tu herezji. Jeśli tak jest, niech mi miłośnicy opery wybaczą.

Moja fascynacja Teatrem na Wyspie jest tak silna, że gdy idę do Studia przez martwy i nudny plac Defilad, wyobrażam sobie, że wszędzie płynie woda. Cały plac zatopiony, a z wody wyłania się Pałac Kultury, podziwiany przez płynących w gondolach turystów.

Czy z tej wizji wynikną jakieś konsekwencje repertuarowe, na przykład dla Teatru Studio, trudno powiedzieć.

9. ZAMKNIĘTY OKRES
Moja rezygnacja nie jest zaskoczeniem. Kiedy rozpoczynałem pracę w Studio, wyznaczyliśmy sobie — zespół Studio i ja — taki pięcio-, sześcioletni czas wspólnej pracy. I ten okres zamknął się także w sensie artystycznym.

Sądzę, że teraz wszystkim potrzebna jest jakaś odmiana, ale przede wszystkim znalezienie odpowiedzi na pytanie, co dalej?

Zostaję w zespole jako reżyser, wznawiamy przedstawienia z lat ubiegłych, zaplanowany jest sezon przyszły. Doświadczenie i energia dyrektora naczelnego Studio Waldemara Dąbrowskiego dają gwarancję bezpieczeństwa.

Sądzę, że takie poczucie jest we wszystkich. Ja zresztą to poczucie bezpieczeństwa i komfortu miałem poprzez wszystkie lata naszej z dyrektorem Dąbrowskim współpracy.

10. MÓJ TEATR
Wśród różnych nazw, jakie przyjmują teatry, jedną z najatrakcyjniejszych wydaje mi się Teatr Klasyczny.

Ale pod warunkiem, że jest to Teatr imienia Stanisława Ignacego Wyspiańskiego.