Bez cienia fałszu artykuł

Informacje o tekście źródłowym

  • autor
  • miejsce publikacji
  • „Rzeczpospolita” nr 66
  • data publikacji
  • 1996/03/18

Bez cienia fałszu

W ubiegłym roku Jerzy Grzegorzewski wystawił w Comédie de Saint-Etienne Don Juana Moliera w języku oryginału — z Jerzym Radziwiłowiczem w roli głównej, w scenografii Barbary Hanickiej i z muzyką Stanisława Radwana. Don Juana przygotowanego przez tę samą trójkę twórców — w nowym, czytelnym tłumaczeniu Jerzego Radziwiłowicza — możemy teraz obejrzeć w warszawskim Teatrze Studio.

Gorąco polecam ten spektakl, który gładko wpisał się do kalendarza wydarzeń sezonu na pierwszą pozycję. Dawno już w polskim teatrze nie mieliśmy do czynienia z równie przemyślanym, dopracowanym i biegle zagranym przedstawieniem. Jest w nim bogata, niezwykle atrakcyjna wizualnie scenografia, m.in. z frontonami kilku suto ozdobionych pilastrami i rzeźbami kamieniczek (wykonana do francuskiego spektaklu i podarowana nam przez dyrekcję tamtejszego teatru). Jest otwierająca metafizyczne przestrzenie muzyka. Słuchając jej, trudno uwierzyć, że kompozytorowi za pomocą tak niewielu nut udało się aż tyle wyrazić.

Jest też kilka fantastycznych ról, godnych osobnego opisu. Przede wszystkim Don Juan. Jerzemu Radziwiłowiczowi przydała się francuska rola, po której zapragnął przenieść na polską scenę oryginalny rytm Molierowskiego tekstu i w związku z tym podjął się pracy tłumacza. Zamierzenie uwieńczył sukcesem. To rola do prawdziwego smakowania: konsekwentna od początku do końca, a bynajmniej nie jednostajna, bo – paradoksalnie — kapryśnie zmienna w nastrojach, z nieoczekiwanymi niespodziankami. Jedną z najtrudniejszych do przekonującego zagrania scen Don Juana jest spotkanie bohatera z wierzycielem. Nienaturalnie zmieniony timbre głosu (przywodzący na mysi alikwotowy śpiew aktorów klasycznego japońskiego teatru) i spowolnione do granic wytrzymałości tempo wypowiadania słów, sprawia, że Radziwiłowicz niepostrzeżenie owija sobie w tej scenie wokół palca nie tylko Pana Niedzielę (Andrzej Blumenfeld), ale i nas, widzów.

Jan Peszek, aktor o niepohamowanych skłonnościach do przenoszenia na deski sceniczne swoich doświadczeń estradowych, ani razu na szczęście nie posunął się do szarży, przez co jego Sganarel okazał się prawdziwie, po ludzku tragiczny. Majstersztykiem aktorskim okazała się rola Karolki. Anna Majcher pięknie i odważnie wygrała tzw. warunki, by przedstawić rozkosznie naiwną dziewczynę z gminu, która w kontakcie ze zdegenerowanym przedstawicielem arystokracji zatraca swój zdrowy „instynkt klasowy” i ulega zgubnym podszeptom ciała. Mimo zabawnych „sypek”, świetnie spisał się Wojciech Malajkat jako Piotrek, zwłaszcza we francusko- i niemieckojęzycznym pastiszu sielankowych pieśni. Znakomicie wypadli najmłodsi: Anna [Agnieszka] Brzezińska (Elwira), Jerzy Łazewski (Gusman) i Redbad Klynstra (Don Carlos). A Włodzimierz Press całkiem zasłużenie zebrał brawa za rolę… psa.

Twórczość dramaturgiczna Moliera w zasadniczej mierze poświęcona jest piętnowaniu obłudy. Wystarczy wspomnieć Świętoszka, Mizantropa oraz, oczywiście, Don Juana. Bolesna prawda o ludzkiej naturze, chętniej dającej posłuch przybranym w piękne słowa jawnym kłamstwom niż mało popularnej prawdzie, wyziera ze sztuk o zakłamaniu przybranym w rozmaite szaty: religijne, dworskie, bądź obyczajowe. Z genialnego tekstu Moliera reżyser Jerzy Grzegorzewski wyciągnął jedynie słuszny wniosek — zrobił przedstawienie pozbawione cienia jakiegokolwiek fałszu. W ojczyźnie Moliera inny spektakl Don Juana poniósłby sromotną klapę. Dzięki temu i polskim widzom trafiło się w teatrze coś godnego obejrzenia. Don Juana z Radziwiłowiczem przegapić nie wolno!