Na pożegnanie artykuł

Informacje o tekście źródłowym

Na pożegnanie

Wojciech Plewiński: Najbardziej poruszyły mnie sztuki, którymi się z nami rozstawał Jerzy Grzegorzewski. Tak się złożyło, że byłem nie tylko widzem, lecz także fotografem tych spektakli. Kiedy pojechałem zobaczyć miejsce, w którym miała się rozgrywać Duszyczka, byłem załamany. Wąski korytarz, brak profesjonalnych świateł… Wkrótce jednak dałem się wciągnąć, poruszyć czystością sztuki, klarownością jej przekazu oraz bliskością człowieka, który mówił tuż obok — powiew każdego ruchu docierał do widza. Grzegorzewski pięknie rozdzielił role. Te role były wyraziste, te dziewczyny — każda inna. W rozpiętości charakterów i temperamentów zaskakująca, interesująca i bardzo dobra okazała się także rola Jana Englerta, który pokazał się wyciszony, skupiony wewnętrznie. Mimo wulgaryzmów, była w tym wielka pasja. A potem przyszedł On. Drugi powrót Odysa, który mnie osobiście bardzo poruszył jako wizja człowieka rozliczającego się ze światem, ze sobą, z rodziną. Wspaniała rola Jerzego Radziwiłowicza oraz przesłanie obrazów, na które narzekano, że są niespójne, ale one miały sens, własny przekaz, pokazując w kawałkach ten świat, jakby na pożegnanie.

Miłogost Reczek: Na ironię zakrawa fakt. że aktor zajęty pracą w teatrze rzadko ma okazję oglądać efekty pracy innych. Czasem szczególne wydarzenia sprawiają, że można (ba! trzeba) na chwilę się zatrzymać, pomyśleć. Było to krótko po śmierci Jerzego Grzegorzewskiego. Trafiłem do Teatru Narodowego na specjalne przedstawienie. Był to On. Drugi powrót Odysa i Zespół Teatru Narodowego ze sceny w szczególny sposób chciał pożegnać swego Mistrza i byłego Dyrektora — zagrać dla Niego, dla pamięci o Nim. Jego ostatnie dzieło. Nieprawdopodobne było to pożegnanie — refleksyjne i emocjonalne, smutne i zabawne. Była i owacja na stojąco. Ale inna, bo poważna. Jakoś tak pięknie skupiona — jak i sam spektakl. Tego wieczoru zdarzyło się to wszystko, co w teatrze zdarzać się powinno. Żałować tylko trzeba, że okoliczności tragiczne. A po przedstawieniu i widownia, i aktorzy mieli ściśnięte wzruszeniem gardła. To był prawdziwie „atmosferyczny” wieczór.

oprac. Dorota Jarząbek