Niedyspozycja krytyka artykuł

Informacje o tekście źródłowym

  • autor
  • miejsce publikacji
  • „Foyer” nr 3
  • data publikacji
  • 2005/03/09

Niedyspozycja krytyka

On zawsze pada bokiem, nigdy na twarz. Jest z tego dumny. A ona na to patrzy. Z napięciem, niepokojem, miłością. Niewiele tu od niej zależy. Musi tylko patrzeć, słuchać, zbierać ręcznikiem krew. Jest jego córką. Rytm ich życia wyznaczany przez jego picie, upadki, trzeźwienie, podnoszenie się, picie, cierpienie. Im bardziej jest pijany, tym bardziej czuje się z nią złączony. Nie ma bardziej scalonych istot niż my dwoje, wyznaje on, artysta, kat i ofiara w jednym, który liczy na wniebowstąpienie. Ona ma tylko w niego wierzyć. I wierzy. Cierpi z nim, podaje mu rękę. On lubi, gdy ona po prostu jest, choć czasem nie wie, że to ona. Nie szkodzi, jutro się dowie. Ona zda mu relację. Będzie się bronił, ma swoją godność, nie pozwoli, żeby mu wmawiać, że robił to, co robił. To nie on, on to ktoś inny. W końcu nawet uzna, że alkohol mu szkodzi. Nie będę pił, postanawia. Ale czy wino to alkohol? Więc znowu pije. Czemu jeszcze jej nie ma? On chce złożyć komunikat. Postanowił się zabić. Musi to oświadczyć swojej córce. Takich decyzji nie można zostawiać dla siebie, one wymagają odbiorcy, jaki sens ma walka, której nikt nie widzi, cierpienie, którego nikt nie współodczuwa?

Brawurowy tekst, pełen odniesień do sztuki i do życia, w którym przegląda się narcyzm artysty pozującego córce. Z kilku scen, słów, obrazów, wyłania się prawda o mocy i niemożności, cierpieniu i miłości, wielkości i pragnieniu śmierci. Wnikliwe studium alkoholizmu i współuzależnienia, bolesne nawet dla tych, którzy tylko patrzą.

„Każdy akt, córko, tłum musi wspominać jeszcze długo potem” — mówi on i reżyseruje swoją sztukę. Wie, co robi. Chaos porządkuje logiką destrukcji, wszystkie sceny prowadzą do śmierci. Śmierć jest ocaleniem. To o niej marzy artysta. I o tym, żeby się napić. „To prywatne mieszkanie, ale i teatr” — stwierdza reżyser. Ale to stwierdzenie jest prawdziwe w dwie strony. To teatr, ale i prywatne mieszkanie, w którym zdejmuje się maski. Dotykamy prawdy o człowieku, schodzimy głęboko, niewielu tam bywało. Na naszych oczach rozgrywa się dramat zwykle skrywany za zamkniętymi drzwiami gabinetów terapeutów.

Wstrząsające. A że brak osobistego spojrzenia na sztukę Wyspiańskiego, co zarzuca recenzent „Gazety Wyborczej”? Ależ nie o Wyspiańskim tu mowa, tu rozgrywa się inny dramat, osobisty i uniwersalny zarazem. W tym kontekście zadziwia i recenzja krytyka, nieelegancka, i reakcja na nią w postaci listu oprotestowującego recenzję. Bo większym grzechem wydaje mi się niezdolność odróżnienia prawdy od fałszu i sztuki od niemocy niż zdradzenie tajemnicy poliszynela.