Krzyk córki w ustach ojca artykuł

Informacje o tekście źródłowym

  • autor
  • miejsce publikacji
  • „Życie Warszawy” nr 25
  • data publikacji
  • 2005/01/31

Krzyk córki w ustach ojca

Jerzy Grzegorzewski prowadzi z córką Antoniną rozmowę, budując na jej tekście część spektaklu. Niestety, widz w niej nie uczestniczy.

Monolog On to rozpaczliwy krzyk córki włożony w usta ojca, w którego samozagładzie uczestniczy. To wyraz miłości pogwałconej przez nałóg. „Mówisz: odbieraj telefony. Odpowiedz na moje zawołanie zdumionym «halo», które stanowi niekiedy jedyny dowód życia” — Grzegorzewski zachwycił się tekstem, który przyniosła mu córka. Podniósł go do rangi arcydzieła wystawiając na dużej scenie Teatru Narodowego z udziałem Jerzego Radziwiłowicza.

Nie udzielił córce lekcji pokory, choćby kierując jej kroki do Laboratorium Dramatu, działającego (do niedawna) przy Teatrze Narodowym, by pracowała tam, jak zwykli śmiertelnicy, nad debiutem. Efekt jest osobliwy. Radziwiłowicz mówi monstrualnie długi monolog, daleki od doskonałości, choć jako zalążek literackich ambicji nie najgorszy — przejmujący dla dwóch osób: reżysera i jego córki.

Na widowni życie toczy się w osobnym rytmie. Kobieta z ciężko zwieszoną głową śpi. Stary aktor kładzie dłoń na dłoni swojej żony i czeka dłuższą chwilę, aż odwzajemni jego uścisk. Potem, spokojny, błądzi wzrokiem po rozłożystym suficie. Ktoś wyciąga komórkę, by sprawdzić, ile jeszcze zostało do końca spektaklu. Z obojętności wytrąca nieco mocniejsza końcówka, gdy do głosu dopuszczony zostaje Wyspiański, a na scenie pojawia się Igor Przegrodzki, Jan Englert i Wojciech Malajkat. Jednak wyraźnie Grzegorzewski coraz intensywniej zmierza w sobie tylko znanym kierunku, odprowadzany czułym spojrzeniem córki.