Dziady: Dwanaście improwizacji spektakl

  • asystenci reżysera
  • Jan Krzyżanowski
    Marek Łątkowski (PWST)
    Paweł Szumiec (PWST)

Zrealizowane w 1995 roku w Starym Teatrze Dziady: dwanaście improwizacji były dla JG drugą po Dziadach: Improwizacjach próbą zmierzenia się z dramatem Adama Mickiewicza. Wystawione na krakowskiej scenie, prowokowały porównania z wcześniejszymi o ponad dwadzieścia lat Dziadami Konrada Swinarskiego, do których zresztą reżyser świadomie nawiązywał, choćby przez obsadzenie Jerzego Treli.

JG bardzo swobodnie podszedł do tekstu dramatu, skrócił go, jeszcze bardziej pofragmentował, a poszczególne elementy pomieszał, tworząc trzyczęściowy spektakl. Część pierwsza składała się ze scen obrzędu, fragmentów części IV i I oraz Salonu Warszawskiego. Kończył ją monolog Adolfa, często uznawany za najlepszą scenę z całego spektaklu. Część druga to sceny narodowe: Bal u Senatora i Sen Senatora oraz sceny z Panią Rollison. Tak samo jak w wersji warszawskiej to ona mówiła tekst Widzenia Księdza Piotra i to właśnie ten monolog stanowił puentę części drugiej. Część trzecia obejmowała obie Improwizacje i scenę egzorcyzmów. Tu punktem kulminacyjnym była Wielka Improwizacja.

Partia Konrada sprawiała recenzentom poważny kłopot. Przede wszystkim, tak samo jak w wersji warszawskiej, JG nie połączył postaci Gustawa i Konrada: Konrada grał Jerzy Radziwiłowicz, jako Gustaw epizodycznie pojawiał się Andrzej Bienias. W jednej z ostatnich scen spektaklu dochodziło między nimi do spotkania i to Konrad wygłaszał do Gustawa kwestię Żołnierza: „Nie wolno! każdy w swoją drogę”. Konrad pojawiał się w sali jeszcze przed rozpoczęciem spektaklu. Stał lub przechadzał się przy oknie, przez które na Plac Szczepański wyskakiwał Rollison w przedstawieniu Swinarskiego. Stylizowany na Mickiewicza, stawał się milczącym świadkiem wszystkich rozgrywanych na scenie wydarzeń.

Przyzwyczajeniom widzów nie odpowiadała też Wielka Improwizacja. Radziwiłowicz mówił ją z tyłu sceny, bez żadnej ekspresji, napięty i skupiony, jakby sam do siebie. Tekst, który był zazwyczaj popisem aktorskiego kunsztu, został przez reżysera i aktora pozbawiony jakiejkolwiek teatralności. Konrad odcinał się od publiczności, nie nawiązywał z nią porozumienia. Było to zgodne z Mickiewiczowskim tekstem, co jednak umykało większości recenzentów.

Obok Radziwiłowicza, ważne i docenione przez krytyków kreacje aktorskie stworzyli Jerzy Trela, Krzysztof Globisz i Jan Peszek. Chwalono ich, potępiając jednocześnie spektakl jako udziwniony i niezrozumiały, a także zbyt odległy od literackiego pierwowzoru. Zwielokrotnienie postaci Rollisonowej w pięciu aktorkach, usunięcie scen obrzędu, wprowadzenie Satyrów z Nocy listopadowej czy klawikordu z Warszawianki, nie wspominając o scenografii czy aktorstwie – wszystko to uznano za zabiegi nieuzasadnione. Niewielu recenzentów podjęło wysiłek zrozumienia reżyserskich posunięć JG i poddania ich rzetelnej analizie.

W 1997 roku spektakl zaprezentowano w Warszawie – jako część obchodów zarówno inauguracji odbudowanego po pożarze Teatru Narodowego, jak i objęcia w nim przez JG kierownictwa artystycznego. / ik