Wesele spektakl
- Gospodarz
- Gospodyni
- Pan Młody
- Panna Młoda
- Marysia
- Wojtek
- Ojciec
- Jasiek
- Poeta
- Nos
- Maryna
- Radczyni
- Czepiec
- Klimina
- Żyd
- Kasia
- Dziad
- Kasper
- Dziennikarz
- Ksiądz
- Zosia
- Haneczka
- Czepcowa
- Kuba
- Rachel
- Isia
- ***
- Chochoł
- Widmo
- Stańczyk
- Hetman
- Rycerz Czarny
- Upiór
- Wernyhora
„Historia wesoła, a ogromnie przez to smutna.” To jeden z najsłynniejszych cytatów z Wesela Stanisława Wyspiańskiego, który mógłby stanowić idealne motto dla spektaklu JG z 1977 roku. W tej drugiej – po łódzkim przedstawieniu z 1969 roku – przygotowanej przez JG realizacji dramatu najważniejszy był właśnie smutek, w scenicznej tradycji Wesela przesłaniany przez ludowość dekoracji i muzyki, a także przez założoną z góry przaśność.
Już od pierwszych scen spektaklu JG budował jednak dramat niemożności. Gościom nic się nie chciało. Wszyscy snuli się apatycznie, a zamiast wirować w tańcu, podrygiwali smętnie w miejscu. Pomiędzy postaciami nie istniały żadne więzi, każda z nich funkcjonowała jako osobna jednostka, brak było próby podjęcia współdziałania czy choćby dialogu. Poszczególne kwestie rzucano gdzieś w przestrzeń, obok partnera, a nie do niego. Nawet pojawienie się Osób Dramatu nie było w stanie obudzić bohaterów. Po krótkim momencie ekscytacji wracało senne odrętwienie. Bezwład osiąga kulminację w finale. Zamiast chocholego tańca, postacie zastygały w bezruchu.
Traktując Wesele w taki sposób, JG podjął ogromne ryzyko. Od samego początku akcentując niemożność i bezsiłę, stworzył spektakl dość monotonny, bez dramatycznych zmian napięcia. Widza mógł czuć się znużony. Z drugiej jednak strony reżyser dał mu szansę świadomego współudziału. Potraktował tekst dramatu jako kliszę, zapisaną trwale w pamięci zbiorowej widzów. Przy założeniu, że widownia Wesele zna, JG mógł pozwolić sobie na dość odważne zabiegi dramaturgiczne, na przykład nakładanie na siebie symetrycznych dialogów dwóch par.
Do anegdoty przeszło skrócenie kwestii Wernyhory do jednego słowa: „Jutro”. W tym jednak przypadku propozycja wyszła od odtwarzającego tę postać Bolesława Smeli. Aktor do ostatniej chwili próbował cały tekst, aż w końcu sam uznał, że wystarczy, jeżeli powie tylko: „Jutro”, na co reżyser przystał.
JG zrezygnował także z realistycznej ludowości. Utrzymane w szarościach i czerniach, kostiumy nie naśladowały strojów krakowskich, choć pewne ich elementy zostały zachowane. Z dekoracji znikła bronowicka chata. Jej znakiem stały się przede wszystkim fragmenty fortepianów i pianin, a także smyczki skrzypiec, krosna i stolarskie piły. Pojawiły się zarzuty, że scenografia przerosła tekst, przysłoniła go. Zapełnienie sceny elementami instrumentów muzycznych dawało jednak poczucie, że przestrzeń spektaklu buduje muzyka Chochoła. Wrażenie to potęgowały kompozycje Stanisława Radwana, nierozdzielne od spektaklu i nadające mu wewnętrzny rytm. / ik