Wesele spektakl
- Gospodarz
- Gospodyni
- Pan Młody
- Panna Młoda
- Marysia
- Wojtek
- Ojciec
- Dziad
- Jasiek
- Kasper
- Poeta
- Dziennikarz
- Adam Ferency [6]
- Marek Barbasiewicz [7]
- Nos
- Ksiądz
- Maryna
- Zosia
- Radczyni
- Haneczka
- Czepiec
- Jerzy Trela [12]
- Czepcowa
- Klimina
- Ewa Ziętek [13]
- Eugenia Herman [14]
- Kasia
- Kuba / Staszek
- Żyd
- Olgierd Łukaszewicz [15]
- Jan Monczka [16]
- Rachel
- Isia
- ***
- Chochoł
- Widmo
- Stańczyk
- Hetman
- Chór
- Rycerz Czarny
- Upiór
- Wernyhora
- kierownictwo muzyczne
- Mirosław Jastrzębski
- skrzypce
- Stanisław Tomanek
- Marek Zebura
- kontrabas
- Piotr Rodowicz
- Wojciech Pulcyn
- trąbka
- Łukasz Korybalski
- Robert Majewski
- klarnet
- Mariusz Głębocki
- Krzysztof Mastalerski
- perkusja
- Wojciech Kowalewski
- Robert Siwak
- fortepian
- Mirosława Brzezińska (nagranie)
Decydując się na wystawienie w 2000 roku w Teatrze Narodowym Wesela, JG po raz drugi podczas swojej dyrekcji – po Nocy Listopadowej – sprowokował przeniesienie dyskusji na temat spektaklu ze sfery artystycznej do ideowej. Spektakl rozpatrywano w kontekście dwóch wcześniejszych adaptacji JG – łódzkiej z 1969 roku i krakowskiej z 1977 roku. Obu zarzucano smutek i pogrzebowy ton. W odpowiedzi na te zarzuty, w jednej z przedpremierowych wypowiedzi, reżyser oświadczył, że nowa realizacja będzie „pogodna”. Była to oczywiście pułapka zastawiona na recenzentów, w którą wielu z nich dało się złapać.
Zamiast spodziewanej radosnej, kolorowej i przaśnej ludowości, JG zainscenizował pijany tłum, miotający się między zbudowanymi z fragmentów pianin bramami (te same konstrukcje pojawiły się w wersji krakowskiej, a także w obydwu inscenizacjach Dziadów). Do roli Chochoła JG zatrudnił Marię Wieczorek – profesjonalną skrzypaczkę, a nie aktorkę. Nie śpiewem więc, lecz muzyką, Chochoł usypiał postaci Wesela. A raczej usypiałby, gdyby nie to, że zdawały się one tkwić w somnambuliczno-pijackim odrętwieniu od początku spektaklu.
Pokazując narodową bierność i pychę, JG postawił diagnozę polskiego społeczeństwa stojącego u progu XXI wieku, zarazem aktualną i uniwersalną, niepotrzebującą konkretnych politycznych odniesień. To jednak konkretu spodziewała się większość recenzentów. Zarzut, że jest to Wesele niepotrzebne, nic nie mówiące o współczesności, kolejny nijak nie związany z rzeczywistością autorski popis JG – mimo że był to jeden z jego najbardziej akademickich w formie spektakli – stanowił najczęściej pojawiający się prasowy komentarz. Na przeciwnym biegunie można by umieścić wypowiedzi, podkreślające zaskakujące u JG podejście do tekstu dramatu. Tym razem obyło się bez zmian, cięć i wstawek, co odnotowywano z uznaniem i interpretowano jako wyraz szacunku wobec dramatu Stanisława Wyspiańskiego.
Mało kto decydował się wyjść poza wymienione wątki. Zawarte w recenzjach próby opisu i analizy są raczej skąpe i powierzchowne. Chłodnemu i zdystansowanemu odbiorowi krytyki jaskrawo przeciwstawiła się reakcja publiczności: najpierw długie i żywiołowe oklaski na premierze, potem gigantyczne kolejki do kas. / ik