Belweder na monitorze artykuł

Informacje o tekście źródłowym

Belweder na monitorze

„Sto osób kręcących się za kulisami nie przysparza mi troski. Sen z powiek spędza mi myśl, że może zawiesić się komputer” — mówi inspicjent pracujący w Teatrze Narodowym.

“Noc listopadowa” Stanisława Wyspiańskiego w reżyserii Jerzego Grzegorzewskiego to pierwszy spektakl przygotowany z myślą o nowej scenie Teatru Narodowego.

Wykorzystano w niej niemal wszystkie możliwości techniczne, w które zaopatrzono scenę. O technice pisano w wielu recenzjach z tego przedstawienia, według jednych krytyków jest ona atutem spektaklu, inni uważają, że go przytłoczyła.

Zapadnie i fabryka lodów
„Gdy reżyser i scenograf przedstawili nam pierwsze projekty inscenizacji, posiwiałem. Tylko samolotu odrzutowego brakowało — śmieje się Mirosław Łysik, dyrektor techniczny Teatru Narodowego — To jest jedna z najbardziej nowoczesnych scen w Europie. W tym spektaklu wykorzystano prawie wszystkie możliwości”.

Nie zamontowano tylko sceny obrotowej, ponieważ trzeba by wtedy unieruchomić przynajmniej jedną z czterech zapadni, a wszystkie grają w spektaklu. Dzięki nim w pewnym momencie na scenę wjeżdża spod podłogi pomnik Sobieskiego naturalnej wielkości. Łódź Charona płynie zatopiona w podłodze. A trony, na których zasiadają Ares i Joanna górują nad sceną. Często podczas spektaklu zapadnie działają równocześnie — akcja rozgrywa się na kilku poziomach.

Wykorzystano oba wózki sceniczne. Dzięki nim wjeżdża ogromna armata, do której przykuty jest Walerian Łukasiński.

„Wózkiem wjeżdża też, jak my to nazywamy «fabryka lodów», na której zjawiają się boginie” — dopowiada Łysik.

Jan Skotnicki, zastępca dyrektora sceny dramatycznej, uważa, że nie należy się aż tak fascynować teatralną techniką. Wspomina, że na świecie są już dekoracje robione na poduszkach powietrznych, domy, które można przesunąć jedną ręką.

„Niewątpliwie te techniczne możliwości to pewne ułatwienie. Chodzi o świadomy efekt inscenizacyjny, bo wszystko można tysiąc razy więcej skomplikować — mówi Skotnicki — Przecież tak jest u Wyspiańskiego: przenikające się plany, zmieniające się dekoracje, teatr monumentalny”.

Jan Skotnicki zwraca uwagę, że reżyser w pewnych momentach sztuki świadomie rezygnuje z technicznych możliwości. Na przykład Teatr Rozmaitości, pojawiający się pod koniec pierwszej części, wypychają na scenę widoczni dla widzów pracownicy techniczni, choć mógłby wjechać na niewidocznym wózku.

„Nie ma na szczęście reguły na budowę teatru, to narzędzie do tworzenia sztuki” — mówi Mirosław Łysik.