Czas formy otwartej artykuł

Informacje o tekście źródłowym

  • autor
  • miejsce publikacji
  • „Życie Literackie”
  • data publikacji
  • 1979/12/02

Czas formy otwartej

Dramat o rewolucji czy dramat o poecie

Nie-Boska Komedia na scenie Teatru Polskie­go we Wrocławiu w re­żyserii i scenografii Je­rzego Grzegorzewskiego stawia przed nami jeszcze raz pyta­nie, czy to dramat o rewolucji czy o poecie? I czy w ogóle trzeba i wolno zadawać takie pytania?

Najpierw przypomnijmy kilka wypowiedzi samego Krasińskiego spoza tekstu dramatu. Już jesienią 1833 zwierzał się Konstantemu Gaszyńskiemu: „Mam dramat tyczący się rzeczy wie­ku naszego; walka w nim dwóch pryncypiów: arystokracji i demokracji”.

Henryka Reeve’a w tymże roku in­formował: „Od tego lata piszę dra­mat traktujący o sprawach obecnych tego świata, o zasadzie arystokratycz­nej i ludowej. Bohater jest hrabią i poetą zarazem; przeciwstawiłem mu naczelnika ludu, człowieka genialne­go, niskiego pochodzenia, który kro­czy na czele miliona szewców i chło­pów”. I dalej o hrabim Henryku: „Jest samolubny jako poeta, mężny jako szlachcic, a nadto jako poeta ma zrozumienie uczucia”.

W listach do najbliższego swego wówczas przyjaciela, Reeve’a, Kra­siński powracał wielokrotnie do wspomnianej walki dwóch pryncy­piów, idei, klas, ale jeszcze częściej do poezji jako jedynego pryzmatu i jako wyłącznego wyzwolenia z niezmiernie drastycznego konfliktu, w jakim się znalazł, mając wybrać miedzy ojcem a ojczyzną i wybie­rając ojca-serwilistę.

„Tak, poezja, to część mojej jaźni.” Więcej to cała jego jaźń: „Gdyż ja całe życie zostanę poetą; rolnikiem, mnichem, żołnierzem, bogaczem, nę­dzarzem, rzemieślnikiem będąc, zawsze zostanę poetą. Urodziłem się poetą i nie dbam czy mnie kto podziwia lub rozumie…”

List do Reeve’a z kwietnia 1833 zawiera znakomity portret własny artysty romantycznego z czasów młodości. I oto jak odpowiada Kra­siński na dramatyczne pytanie zada­ne sobie samemu jako artyście: „A co zrobi, gdy znajdzie się w po­łożeniu, w którym należy przestać być sobą, jeśli się chce szczęścia? Tu pie­kło jego się zaczyna. Nie będzie nigdy wiedział, co to w rzeczywistości mi­łość kobiety, gdyż dla niego wszystko jest nim samym. Wszystko sam stwarza: świat, posąg, wiersz, kochankę. Kocha swoje arcydzieła, lecz nic innego nie kocha. Dlatego rzeczywistość jest niego trucizną. [...] Dlatego też wielki artysta nie jest nigdy ani dobrym małżonkiem, ani dobrym ojcem. To straszne!… Drogo trzeba opłacać zetknięcie z tajemnicami bogów! Jed­na kropla, która spadła ze sfer nad­ziemskich na nasze czoło, niezdolnymi nas czyni do ziemskiego życia; a jed­nak nie staliśmy się aniołami, pozo­staliśmy ludźmi, ale nie mamy już braci.”

Oto pełne pychy przyjęcie wyzwa­nia absolutnej samotności, na jaką skazuje nieuchronnie kondycja artysty.

Poetyzacja rzeczywistości, grzech literatury — z tego się spowiada (z przewrotną dumą jednak) Krasiń­ski, i o to samo obwinia hrabiego Henryka. „Dramat układasz” — to oskarżenie o fabrykowanie literatu­ry z cudzych cierpień, o poszukiwa­nie materiału dla własnej twórczo­ści bez zwracania uwagi na jej ce­nę. „Nic nic kochał” — ale poeta nie może kochać nikogo prócz siebie, i niczego prócz swych dzieł.

W tekście Nie-Boskiej Komedii Poezja pojawia się tylko w miej­scach i sytuacjach znaczących: hra­bia Henryk jest poetą. Żona jego stała się poetą, Orcio. jest poetą, Pankracy liczy na to, że zdobędzie hrabiego Henryka, gdyż ten jest poetą; co chwila poezja jest błogo­sławiona lub przeklinana. Ona jest treścią bytu, ona określa sens rzeczywistości. Przypomnijmy najistotniejsze może zdanie z literackiej au­tobiografii w listach Krasińskiego: „Znalazłem w swoim ja punkt opar­cia i pchnąłem je do ostatecznych granic”. Również w Nie-Boskiej Komedii tak się stało.

Nie-Boska jest dramatem o re­wolucji, tak, ale w tym sensie, jaki wyłania się z listów do Reeve’a. Mówmy zatem o rewolucji jako czę­ści doświadczenia wewnętrznego po­ety, bynajmniej nie jako o czymś wobec niego zewnętrznym, zobiek­tywizowanym, niezależnym od po­ruszeń jego duszy. Rewolucja — to prawdziwy, największy paradoks Nie-Boskiej — została tu w szcze­gólny sposób uwewnętrzniona przez jej wroga, przez „zabitego arysto­kratę”, jak sam siebie nazywa. Sta­nowi część jego jaźni jako widmo katastrofy, upiór strasznej, przera­żającej zmiany-zagłady, która nie­uchronnie nadciągnie. W liście do ojca z 22 V 1832 odnajdujemy ten sam stały ton bolesnego wyczeki­wania ostatecznego zagrożenia: „Podobno w Londynie okropne wszczęły się rozruchy… Co z tego wszystkiego będzie? Wiek nasz jest wzburzonym morzem, na którym wie­lu pływa, ale kto przepłynie, kto ko­niec obaczy, kto się cieszyć będzie sprawdzoną nadzieją? Może nikt, mo­że nikt a nikt”.

1 XII 1831 dzielił się z Reeve’em swym przeczuciem nadchodzącej „wielkiej rewolucji, ale nie polity­cznej, tylko socjalnej”. Jego opie­kun podczas zagranicznych podróży, Konstanty Danielewicz, donosił z ul­gą ojcu-generałowi Wincentemu Krasińskiemu z Wiednia 29 VIII 1833: „Bogu chwała, że ten Wiedeń opu­szczamy. Los chciał nagromadzić oko­ło nas mnóstwo Jeremiaszów, proro­ków zaguby i nieszczęść — myśl, która bardzo często Zygmuntowi się podoba. Śmieszne wciąż robili hipo­tezy, nieledwie, że koniec świa­ta, że kometa 34 roku nas pochłonie etc, etc. Stąd rauty tutejsze podobne do pogrzebów i ledwie że de profundis nie śpiewali i nie śpiewają”.

To właśnie dokładnie aura przed­stawienia Grzegorzewskiego: plusk tajemniczej wielkiej a groźnej wo­dy i salon, w którym panuje nastrój pogrzebu. Oczywiście, fantazmat re­wolucji u Krasińskiego czerpie z wyobrażeń o Wielkiej Rewolucji Francuskiej, o powstaniu tkaczy liońskich, o antagonizmie wewnę­trznym (odpowiednio zinterpretowa­nym przez ojca) powstania listopadowego: walka tych, co nie posiada­ją z tymi, co posiadają. Zarazem fantazmat ten — podkreślmy to z całą mocą — jest najbardziej oso­bistą i symboliczną treścią życia du­szy poety-hrabiego, Henryka, boha­tera wieku, tamtego, minionego — czy też i naszego? Nie-Boska Komedia ujawnia przede wszystkim perypetie duchowe poety romanty­cznego, uwikłanego w dwuznaczne położenie rozdarcia między Poezją a Czynem, między ideałem a rzeczy­wistością, między czasem a bezczasem, między piekłem a Arkadią, mię­dzy dziejową koniecznością a wolno­ścią jednostkową, między katastrofą a nadzieją ocalenia i zbawienia. Wszystkie te tematy Nie-Boskiej Grzegorzewski wydobył z wielką maestrią, ale w zupełnie odmieniły sposób niż to dotychczas czyniono, Pociągnęła go bowiem bardziej fe­nomenologia duszy wśród wydarzeń niż retoryka dziejów. I jedno i dru­gie jest wszak obecne w Nie-Bo­skiej.

Hrabia Henryk trwa tragicznie za­wieszony między spokojnym, bez­grzesznym, pełnym miłości i pojed­nania życiem domowym a majakami zbuntowanego romantyzmu, nasła­nymi przez szatany. Wśród tych mar może najgroźniejszą okazuje się „Dziewica, kochanka poety”. Sam Krasiński żył obsesyjnym wręcz przeciwstawieniem „kochanki” i „żo­ny”. Już we wczesnej młodości dowodził: „Ukochana moja i małżonka moja nigdy jedną osobą być nie mogą. Jed­na była aniołem, czymś o wiele wyższym od kobiety, drugiej może nigdy nie będzie, jeśli się znajdzie, będzie zwykłą niewiastą, zdatną do cerowa­nia moich pończoch i podawania mi ziółek w dniach choroby…”

Potem całe prawie życie dojrzałe pędził w realności dwóch kobiet: Kochanki i Żony. Tylko któraż w końcu miała być i okazała się anio­łem! Dwuznaczne przemieszanie demonizmu i anielstwa w dwóch ko­bietach, „złą miłość”, jak to nazwał, Grzegorzewski wzmocnił wprowa­dzając — obok Żony i Dziewicy — jeszcze Muzę, właściwa sprawczynię całej tej męczącej ambiwalencji.

Forma otwarta
Nie-Boska Komedia jest drama­tem romantycznym: oznacza to zatem, że jego lekturą, czy to literacka, czy to teatralna — nie powin­na być realistyczna. Nie można na­rzucać odczytania tak bardzo romantycznego utworu jak Nie-Boska wedle realistycznego kanonu, co wydaje mi się praktyką dość po­wszechnie uprawianą. Trzeba nau­czyć się czytać i odbierać roman­tyków jak romantyków. Przyczyniłoby się to zapewne do usunięcia wielu nieporozumień, wyni­kających z nagminnego, mechanicz­nego stosowania sztancy realisty­cznej.

Cechy, jakie należałoby wymienić jako najbardziej znamienne dla poe­tyki romantycznej, a zwłaszcza już dla poetyki romantycznego dramatu, układałyby się w przybliżeniu w ta­ką sekwencję: wizyjność, oniryczność, podmiotowość — w sensie uwydatniania, wyjaskrawiania nawet podmiotowego punktu widzenia; kie­rowanie się dążeniem do charakterystyczności, nazywanej nieraz „malowniczością” — w przeciwieństwie do realistycznego nacisku na walor dokumentu; wreszcie romantyczna „forma otwarta”, której niezwy­kłym wprost przejawem jest Nie-Boska Komedia.

Dramat o formie otwartej cechuje „budowa luźna, wieloosiowa”, „poliperspektywiczny” sposób widzenia świata. Przedstawia ona całość w wycinkach (w formie zamknię­tej inaczej — występuje „wycinek jako całość”). Dla formy otwartej znamienna jest wielowątkowość, różnorodność, rozproszona, asymetryczna wielość akcji przestrzeni i czasu; dramat o formie otwartej po­sługuje się techniką zmieniających się punktów widzenia, fragmentary­cznymi, luźnymi scenami opartymi często na zasadzie asocjacji v może im brakować wyrazistego związku przyczynowego (nie do pomyślenia w utworze realistycznym). Trudno tu mówić o jakimś regularnym, „line­arnym” rozwoju akcji. Liczne wątki biegną obok siebie. Rolę integrującą najczęściej odgrywa określona po­stać dramatyczna — bohater, das zentrale Ich (centralne ja). Również „ruch zdania skacze od punktu do punktu, recypując rzeczywistość ja­ko stale zmieniający się ciąg aspek­tów”. Ten ruch zdania w Nie-Boskiej wyznacza niezwykle skompli­kowany układ dźwięków i milczenia, Nie-Boska Komedia to asyme­tryczna kompozycja samoistnych scen, przedstawiających lakonicznie i skrótowo „całość w wycinkach”. Odsłaniają one ciągle jakiś inny, no­wy aspekt rzeczywistości, ale zawsze z punktu widzenia „centralnego ja”. Podstawowa cecha osobowości ro­mantycznej — konflikt ze światem, niemożność przystosowania się do jego praw, ideałów, hierarchii war­tości — przybrała w dziejach hra­biego Henryka postać szczególnie uderzającą. Staje on wobec bankru­ctwa każdego wysiłku, gdy pragnie odszukać dla siebie jakieś miejsce w świecie: w krainie poezji, w rodzinie, w życiu publicznym. Nie może znaleźć wspólnego języka ani ze „starym”, ani z „nowym” otocze­niem; czuje równe obrzydzenie do cnót i grzechów arystokracji, jak i demokracji. To jest ten rozległy świat, który go tak ciasno oplata w dramacie Krasińskiego. Hrabia Henryk tworzy integrującą „całość” for­my otwartej.

Jerzy Grzegorzewski wyjątkowo wrażliwie odczytał otwartość Nie-Boskiej Komedii. W zapisie graficznym dramatu góruje pauza — jest to chyba najczęstszy znak interpunkcyjny w tekście. To właśnie pauzy wykreślają skomplikowany układ dźwięków i milczenia w dra­macie Krasińskiego. Samoistne sce­ny przedstawiają całość w wycin­kach, zaś pauzy są po to, by uja­wniać, że świat Nie-Boskiej z ka­żdym zdaniem się wali i zatraca, Ka­żde następne zdanie jest jak gdyby odbudowaniem tego świata od po­czątku. By przedstawić obrazowo: taki jest dziwaczny ruch w tych zdaniach, takie jest w nich przeczucie katastrofy. To wszystko udało się Grzegorzewskiemu przekazać od­biorcy. Jak to uczynił?

Fantazmatyczność i alinearność
Są to dwie najistotniejsze cechy Nie-Boskiej Komedii w ujęciu Grzegorzewskiego. Po tak długim wywodzie nie muszę już dodawać, że w moim przekonaniu świadczą one o wierności reżysera wo­bec autora. Wykorzystując w pełni wszelkie możliwe środki teatralne, Grzego­rzewski oddał fantazmatyczność Nie-Boskiej Komedii. Pod­łożem owej fantazmatyczności jest pewien stan biograficzny i egzysten­cjalny Krasińskiego, którego obe­cność stale wyczuwamy we wro­cławskim przedstawieniu. Do przytoczonych już informacji, zaczerp­niętych z listów do Reeve’a przede wszystkim dorzućmy jeszcze kilka. Na nieprzerwanie towarzyszące Krasińskiemu złe samopoczucie i dojmujące doznanie egzystencji składa się niezmierna jego wrażliwość na rze­czywistość, wręcz chorobliwa bolesność przejawiana w obcowaniu ze światem (nękały go zresztą autenty­czne i liczne choroby, przeszywając go bezustannym bólem egzystencji). Wielokrotnie marzył o opium. „Ach! Gdybym miał opium” — wykrzyki­wał. Przed-baudelaire’owska roz­kosz otchłani przenikała jego ma­rzenia o śmierci, o nicości, o szaleń­stwie lub samobójstwie.

„Szaleństwo przymila się do mnie, ono ciągnie mnie do siebie, aż mi się mózg zawraca…”

Egzystował na pograniczu snu i ja­wy, tam, gdzie żyje Orcio, tak świet­nie odtworzony w przedstawieniu wrocławskim przez Hannę Chombakow. To osobliwe pogranicze wła­śnie wytwarza fantazmaty, którymi Grzegorzewski zapełnił scenę.

Reżyser wyszedł z założenia, że dotkliwe przeczucie katastrofy to niekoniecznie musi być wielki hałas, krzyk, wrzask, wściekłość i furia. Mogą to być również szepty, cmokania, poświstywanie, przywidzenia, strachy, sny, wizje, przyczajone wi­dma i niejasne zwidy, Zrezygnował z deklamacyjności rewolucji, poka­zał ją bez patetycznej gestykulacji i hałaśliwej grozy. To właśnie, zdaje się, wzbudziło największą konsternację i wśród widzów, i wśród re­cenzentów. Najbardziej znaczący i przejmujący w jego Nie-Boskiej jest fantazmat uciętej głowy — tur­lanej po podłodze przez lokajów, usymbolizowany w tańczącej Muzie-Salome proszącej o głowę księcia Jana. W zgodzie to z obsesją ro­mantycznych artystów (wystarczy wymienić choćby Gericault) i z szaleńczą wprost monomanią samego Krasińskiego — przypomnijmy opis uciętej głowy Zaruckiego w Agaj-Hanie, ale i inspirowane przez wy­darzenia rewolucji francuskiej słowa z listu do Reeve’a: „Sztandar ludu to głowa potrząsana w powietrzu na pice”.

Zdumiewa, że Grzegorzewskiemu udało się to wszystko, co w Nie-Boskiej wywodzi się z powieści grozy, ze stylistyki frenetycznej, przekazać jako muzykę rzeczywi­stości. Stąd szczególnie wybrzmiewają w jego przedstawieniu gry ciemności i światła oraz napięcia milczenia.

Była już mowa o znaczeniu alinearności dla formy otwartej dramatu romantycznego, Grzegorzewski po­siadł umiejętność równoległego jednoczesnego snucia wielu wątków, potrafił przekroczyć na scenie czas jednoliniowy. Nie przejawia się by­najmniej w ten sposób odejście od­wrót czy ucieczka od historii, tak sądziło nietrafnie tak wielu recen­zentów wrocławskiego przedstawie­nia. Być może „zawinił” tu sam re­żyser, wyznając w rozmowie z El­żbietą Morawiec (zamieszczonej w programie), że brak mu zupełnie po­czucia czasu historycznego. Ależ w jakim sensie i po co to powiedział! Wyłącznie po to, by zakwestionować rozumienie „czasu historycznego” ja­ko „uszeregowanej linii skutków i przyczyn”. Krasiński również w ta­kie pojęcie „czasu historycznego” wątpił — dlatego przecież posłużył się formą otwartą. Grzegorzewski ze swoim odczuciem czasu musiał dojść do romantyków, do Krasiń­skiego zwłaszcza.

Szczególnie porywa muzyczność owej alinearności. Składają się na nią i świetna muzyka Stanisława Radwana, i „muzyczny” układ po­staci, i „muzyczne” kontakty między osobami dramatu, i muzyczne aluzje w scenografii. Przedstawienie organizuje ten szczególny RYTM, który jest wyrazem alinearnego poj­mowania czasu. To rzecz niezmiernie istotna, gdyż romantyzm trakto­wał wyobraźnię jako moc porozumienia i poznania pozajęzykowego. Reżyser tę właściwość romantyzmu nie tylko doskonale wyczuł, ale — ujmijmy to tak — potrafił wypełnić romantyczną pozajezykowość. Tajemnicą wielkości przedstawiania Grzegorzewskiego jest to że tak ma­ło w nim słów, a tak wiele w nim powiedziane — w sensie zakomuni­kowania nie tylko w słowach, lecz i w przerwach między słowami tego co czyni z Nie-Boskiej Komedii arcydzieło.

Sądzę, że Grzegorzewski wystawił Nie-Boską Komedię tak, jak ją Krasiński napisał.