Miłość–rozpacz–przestroga artykuł

Informacje o tekście źródłowym

  • autor
  • miejsce publikacji
  • „Dziennik Ludowy” nr 28
  • data publikacji
  • 1988/02/03

Miłość–rozpacz–przestroga

Polska literatura narodowa powinna stale istnieć w świado­mości i zbiorowej pamięci wszystkich rodaków. Zadaniem teatrów jest ciągłe powoływanie jej do życia. Tym razem na sce­nie stołecznego Teatru Studio Jerzy Grzegorzewski wyreżyse­rował fragmenty Dziadów A­dama Mickiewicza. Jak mówi sam reżyser tytuł sztuki Dzia­dy — Improwizacje miał zapewnić swobodę i poczucie bez­pieczeństwa w przygotowywaniu spektaklu.

Od chwili powstania po dzień dzisiejszy Dziady — odgrywa­ją szczególną rolę w naszej świadomości narodowej — one ukształtowały mit i symbol Po­laka.

Spektakl w Studio obejmuje wszystkie części poematu, najwięcej miejsca poświęcając oczywiście III części Dziadów. Fragmenty poszczególnych częś­ci przeplatają się ze sobą nie zachowując pierwotnej kolejnoś­ci. Sceny wizyjno-fantastyczne przeplatają się ze scenami reali­stycznymi. Przedstawienie roz­poczyna się we foyer, skąd prze­nosi się na widownię. Temu przejściu, jak również całemu spektaklowi towarzyszy dosko­nała muzyka Stanisława Rad­wana.

Wśród aktorów na uznanie zasługuje Wojciech Malajkat (Konrad), który stanął na wy­sokości powierzonego mu zada­nia, Jerzy Zelnik (Guślarz II) i Piotr Polk (Ksiądz Piotr). Spo­śród pań godna uwagi jest Te­resa Budzisz-Krzyżanowska (pa­ni Rollisson) oraz Anna Chodakowska (Duch).

Do swojego przedstawienia Grzegorzewski wprowadza kilka innowacji, np. widzenie Księdza Piotra przekazuje pani Rollis­son. Jednak najistotniejszą no­wością jest wprowadzenie na scenę dwóch Konradów. Jeden młody — zamknięty wraz z przyjaciółmi w klasztorze Bazylianów, a drugi — starzec (tę postać odtwarza Mieczysław Milecki) pogrążony w krainie marzeń i wzlotów z czasu swojej młodości.

Dzieje przemijające z młody­mi odradzają się dla nowych pokoleń poprzez pamięć Starców. Powtarzająca się historia to za­czarowane polskie koło udręki, z którego nie ma wyjścia, jest tylko nadzieja i wiara w przy­szłość oraz ciągłe próby uwol­nienia się, podobnie jak na obrazie Jacka Malczewskiego Błędne koło.

Można by zarzucać reżysero­wi, że nie zbliżył dramatu współczesnym widzom, zubożył go wybierając tylko niektóre fragmenty, nie sprostał mu wi­zjonersko… Ale zastanówmy się — po co idziemy do teatru? Możliwe są tylko dwie odpo­wiedzi — aby poznać treść u­tworu lub aby zobaczyć kolej­ną interpretację danego utworu. W przypadku Dziadów mowa może być tylko o wersji dru­giej. Po Bardinim, Skuszance i Krasowskim, Dejmku, Swinar­skim i Kulczyckim, Jerzy Grze­gorzewski przedstawił nam swo­ją wizję narodowego poematu. Kto następny?