Miłość–rozpacz–przestroga artykuł
Informacje o tekście źródłowym
Miłość–rozpacz–przestroga
Polska literatura narodowa powinna stale istnieć w świadomości i zbiorowej pamięci wszystkich rodaków. Zadaniem teatrów jest ciągłe powoływanie jej do życia. Tym razem na scenie stołecznego Teatru Studio Jerzy Grzegorzewski wyreżyserował fragmenty Dziadów Adama Mickiewicza. Jak mówi sam reżyser tytuł sztuki Dziady — Improwizacje miał zapewnić swobodę i poczucie bezpieczeństwa w przygotowywaniu spektaklu.
Od chwili powstania po dzień dzisiejszy Dziady — odgrywają szczególną rolę w naszej świadomości narodowej — one ukształtowały mit i symbol Polaka.
Spektakl w Studio obejmuje wszystkie części poematu, najwięcej miejsca poświęcając oczywiście III części Dziadów. Fragmenty poszczególnych części przeplatają się ze sobą nie zachowując pierwotnej kolejności. Sceny wizyjno-fantastyczne przeplatają się ze scenami realistycznymi. Przedstawienie rozpoczyna się we foyer, skąd przenosi się na widownię. Temu przejściu, jak również całemu spektaklowi towarzyszy doskonała muzyka Stanisława Radwana.
Wśród aktorów na uznanie zasługuje Wojciech Malajkat (Konrad), który stanął na wysokości powierzonego mu zadania, Jerzy Zelnik (Guślarz II) i Piotr Polk (Ksiądz Piotr). Spośród pań godna uwagi jest Teresa Budzisz-Krzyżanowska (pani Rollisson) oraz Anna Chodakowska (Duch).
Do swojego przedstawienia Grzegorzewski wprowadza kilka innowacji, np. widzenie Księdza Piotra przekazuje pani Rollisson. Jednak najistotniejszą nowością jest wprowadzenie na scenę dwóch Konradów. Jeden młody — zamknięty wraz z przyjaciółmi w klasztorze Bazylianów, a drugi — starzec (tę postać odtwarza Mieczysław Milecki) pogrążony w krainie marzeń i wzlotów z czasu swojej młodości.
Dzieje przemijające z młodymi odradzają się dla nowych pokoleń poprzez pamięć Starców. Powtarzająca się historia to zaczarowane polskie koło udręki, z którego nie ma wyjścia, jest tylko nadzieja i wiara w przyszłość oraz ciągłe próby uwolnienia się, podobnie jak na obrazie Jacka Malczewskiego Błędne koło.
Można by zarzucać reżyserowi, że nie zbliżył dramatu współczesnym widzom, zubożył go wybierając tylko niektóre fragmenty, nie sprostał mu wizjonersko… Ale zastanówmy się — po co idziemy do teatru? Możliwe są tylko dwie odpowiedzi — aby poznać treść utworu lub aby zobaczyć kolejną interpretację danego utworu. W przypadku Dziadów mowa może być tylko o wersji drugiej. Po Bardinim, Skuszance i Krasowskim, Dejmku, Swinarskim i Kulczyckim, Jerzy Grzegorzewski przedstawił nam swoją wizję narodowego poematu. Kto następny?