Norwid… na scenie okrągłej artykuł
Informacje o tekście źródłowym
Norwid… na scenie okrągłej
Na kameralnej, dla stu widzów, otaczających ją ciasno, małej scenie w Teatrze Ateneum możemy uczestniczyć w zaskakującym, eksperymentalnym przedstawieniu, którego oderwane od czasu i ziemi piękno poetyckiej mowy nie ułatwia jednakże percepcji granego utworu i widza, pozbawionego jakichkolwiek objaśnień, stawia przed murem nierozwiązalnej zagadki, która go zniechęca.
Mowa o utworze Cypriana Norwida Krakus, książę nieznany, utworze, którego druga redakcja, z roku 1851, ocalała i weszła do kanonu tych dzieł Norwida, wobec których reakcją norwidołogów jest zachwyt. Norwid nazwał Krakusa tragedią, a po 10 latach, w przedsłowiu Do Krytyków określił ją, niewątpliwie ściślej i trafniej, jako misterium. Jest to w istocie misterium, w którym różne tajemne i ukryte znaczenia umykają obserwacji laika — i widz musi odwołać się do lektury — a język poetycki umisteryjnił się do granic, do jakich również nie dociera percepcja słuchacza. Rywalizacja dwu legendarnych braci, Krakusa i Rakuza, w dążeniu do zabicia smoka, zakończona ich „rozbratnieniem” (określenie Norwida), ale też apoteozą Krakusa, jest dostatecznie głęboko zanurzona w mistycyzmie, by uczynić sceniczną projekcję ciemną i niezrozumiałą. Może dlatego o wystawieniu Krakusa myślał niejeden człowiek teatru (np. Osterwa), ale kto zamysł wprowadził w czyn?
W Ateneum odważyła się Małgorzata Dziewulska z PWST. Miała do dyspozycji dobrych aktorów i wiedzę teatrologiczną, zdobytą w szkole. Parę elementów dekoracyjnych (Jerzego Grzegorzewskiego) i akordy nastrojowej muzyki (Tomasza Sikorskiego) niewiele mogły pomóc wyobraźni, która powinna się była rozkołysać do kosmicznych granic, jeżeli miała partycypować w misteryjnym obrzędzie. Aktorzy — Edmund Fetting, Stanisław Libner, Henryk Łapiński, Marian Rułka, Andrzej Seweryn, Zdzisław Tobiasz — mówili tekst z serdecznym zaangażowaniem, odziani zgrzebnie i przeważnie bosi. Pewność siebie koronnego runnika (pisarza) podkreślały płynne oracje Ludwika Paka, natomiast otulona w czerń do stóp Anna Seniuk wcielała racjonalnie „osoby fantastyczne”: Źródło, Zorzę i Próg. Trudny, pełen neologizmów i pokrętny w składni język Norwida jest dla aktorów prawdziwym egzaminem gimnastycznej sprawności mowy: wyszli z niego zwycięsko.
Krakus czyli Wyścigi — i tak nazwał Norwid swą sztukę, mając na myśli wyścig obu synów Kraka o czyn zbawienny, władzę, ofiarę. W Pismach wybranych Norwida trafiamy na urywki sądów o Krakusie — Zdzisław Żygulski wytknął jego „mętny symbolizm”, natomiast Zofia Szmydtowa dopatrzyła się w nim „cech ludowego widowiska”. A Wilam Horzyca zestawił Krakusa z Dziadami. Na pewno wzlotów podniebnych Krakusa nie da się porównać z guślarskimi ale realistycznymi ceremoniami Dziadów, podobnie jak ezoteryczne tajemnice Krakusa nie idą po linii ludowych widowisk Słowackiego z bajecznych dziejów Polski. Krakus jako utwór sceniczny domaga się raczej teatru ogromnego niż estrady poetyckiej i domaga się reżysera doświadczonego, a nie tylko pełnego zapału i pomysłów, chociażby frapujących. Natomiast rację ma chyba J.W. Gomulicki gdy powiada, że nie potrzeba orientować się w historiozofii Norwida czy w biograficznych aluzjach Krakusa, by „rozkoszować się wspaniałą poezją, przenikającą cały ten utwór”.