Ostała się jeno niemoc… artykuł
Informacje o tekście źródłowym
Ostała się jeno niemoc…
Oto krakowska kawiarnia literacka, artystyczna skupiająca w oparach alkoholu i dymu tytoniowego najciekawsze, najznakomitsze postaci swojej epoki. Kawiarnia, której bywalcy nie tylko wzajemnie się znają, ale i są też znanymi powszechnie postaciami, również poza kawiarnią. Kawiarnia, w której zawsze ktoś gra na pianinie, a siedzący przy stolikach goście wspólnie śpiewają piosenki.
To obraz kawiarni sprzed stu lat. Nie ma już dziś takiego miejsca naznaczonego artystycznym piętnem swego czasu. To znaczy dzisiejszego czasu. Naszego czasu. I chyba nie ma już takich piosenek, które wszyscy potrafiliby wspólnie zaśpiewać. Tamta kawiarnia sprzed wieku rozpłynęła się na „kanapowe” dyskusje i na indywidualne stoliki w różnych miejscach, najczęściej w domach prywatnych. Za sto lat nie będzie co wspominać. Wyjaśnijmy od razu, że kawiarnia artystyczna jest tu pojęciem bardziej metaforycznym, oznaczającym pewną formację myślową, duchową, kondycję artystyczną, styl epoki…
Taką właśnie z przełomu wieków kawiarnię artystyczną przywołuje Jerzy Grzegorzewski w swym najnowszym spektaklu w warszawskim Teatrze Studio La Bohème, co znaczy „Cyganeria”. Jest to cyganeria czasów Wyspiańskiego, Przybyszewskiego, Tetmajera… Portret duchowy artystów z przełomu wieków. Portret malowany słowem Wyspiańskiego wziętym z Wesela i Wyzwolenia, a poprzedzony schillerowskimi piosenkami śpiewanymi przez aktorów w prologu na foyer teatru przerobionym „na chwilę” w krakowską kawiarenkę sprzed stu lat. Stąd w takt Walczyka katarynkowego przeprowadza Grzegorzewski widzów do sali teatralnej. Tu scena jest niejako przedłużeniem kawiarni tej z prologu, tyle że ma już inną funkcję do spełnienia. Tutaj kawiarniani goście mówią tekstami postaci i osób dramatów Wyspiańskiego, prowadzą z nimi polemikę. O ile zadaniem tamtej, na foyer, było wprowadzenie do spektaklu i stworzenie klimatu, o tyle zadaniem tej, umieszczonej na obniżonym proscenium, jest przekazanie duchowego wizerunku artystów epoki Młodej Polski, z odwołaniem się do sytuacji, postaci i motywów tamtego czasu.
A był to czas trudny dla Polski, czas zaborów, czas wydawałoby się niesprzyjający rozwojowi sztuki. A właśnie w tym okresie rodziła się wielka sztuka, powstawały wybitne utwory wyrastające z pragnień niepodległościowych i zarazem wyznaczające sztuce najwyższy poziom, największą skalę.
Jerzy Grzegorzewski swoim spektaklem pragnie złożyć niejako hołd tamtym twórcom, próbując ukazać portret duchowy pokolenia artystów sprzed prawie stu lat, którzy tak wiele wnieśli do polskiej sztuki, do polskiej myśli twórczej, a których niezwykle dramatyczne życie rozpięte właściwie było między rozpaczą, desperacją a tą skalą wielkości, jaką wyznaczyli sztuce. Zatem siła i zarazem niemoc twórcy i jego dzieła. Tymczasem w przedstawieniu Grzegorzewskiego jawi nam się obraz jedynie niemocy bohemy. A przynajmniej tylko taki obraz jest czytelny z perspektywy widowni: jak owa inercyjność zachowań, jak bezcelowe snucie się po scenie postaci (aktorzy, zwłaszcza w pierwszej połowie przedstawienia, sprawiają wrażenie jakby nie bardzo wiedzieli, co mają ze sobą zrobić), jak zapijanie się aż do „osiągnięcia podłogi” (mocno przesadzony tu wizerunek pijaka-Nosa w wykonaniu Andrzeja Blumenfelda) etc., etc.
Wyznam szczerze, iż spektakl Jerzego Grzegorzewskiego rozczarował mnie. Bo obok tzw. żywych obrazków, czyli scen dużej urody plastycznej (interesujące ukształtowanie i wykorzystanie przestrzeni autorstwa Jerzego Grzegorzewskiego i Barbary Hanickiej) wypełnionych brzmieniem świetnej muzyki Stanisława Radwana, obok kreacji Teresy Budzisz-Krzyżanowskiej w roli Muzy, obok ładnie zakomponowanej sceny z motywem chocholego tańca, obok jeszcze paru innych scen a zwłaszcza sceny finałowej — dość mętnie wyartykułowano tu zawartość myślową spektaklu. A więc to, co najważniejsze. W gmatwaninie formalnych rozwiązań inscenizacyjnych i w nie dość wyrazistej interpretacji aktorskiej ginie gdzieś zasadnicza myśl spektaklu i rozmywa się ów ambitnie zamierzony przez reżysera duchowy portret artystów z przełomu wieków.