Poddany Wyspiańskiego artykuł
Informacje o tekście źródłowym
Poddany Wyspiańskiego
Dyrektor Jerzy Grzegorzewski zapowiadał, że Teatr Narodowy w Warszawie będzie domem Wyspiańskiego. Dotrzymuje słowa. Do Nocy listopadowej i Sędziów dołączyło ostatnio Wesele, które nie traci atrakcyjności od czasów sławnej premiery w roku 1901. Reżyser-wizjoner Grzegorzewski, po którym spodziewano się wywrotowego przedstawienia, usunął się tym razem w cień, poddał pierwotnej myśli arcydramatu. Przedstawił go prawie „po bożemu”, wyostrzył tylko ironiczną wymowę. I jeszcze raz się potwierdziło, że autor, który 100 lat temu dobrał nam się tak wnikliwie do skóry, i dziś jest aktualny. Bo nie wyzbyliśmy się przywar narodowych i indywidualnych przypisywanych Polakom, a jednocześnie zachowaliśmy, co jest pocieszające, parę przymiotów. Ta chata rozśpiewana z jej mieszkańcami i gośćmi weselnymi jest nam niezmiennie swojska i bliska. Małość i wielkość, patos i śmieszność jak dawniej mieszają się w naszym życiu. A wsi i miastu, które tak dosadnie zderzył Wyspiański w jednym dramacie, ciągle daleko do prawdziwego porozumienia i obie strony nadal się bałamucą. Jerzy Grzegorzewski obsadził w Weselu kwiat aktorstwa polskiego. Spotkanie z tyloma sławami naraz to prawdziwa satysfakcja dla widza, tym bardziej że zostało przełamanych wiele stereotypów w obsadzie. Jako jeden z pierwszych pochwalił inscenizację wielki poeta Tadeusz Różewicz, który ceni myśl teatralną Grzegorzewskiego. Dawno na premierze nie było tylu sławnych gości, zwłaszcza reżyserów i aktorów, którzy mają za sobą niejedno Wesele.