Prawda i słowo artykuł
Informacje o tekście źródłowym
Prawda i słowo
Krakus, osobliwy misteryjny krewny Balladyny, olśniewa — jak zawsze u Norwida — niezwykłą melodią i wagą słowa poetyckiego. Najczystsza, napowietrzna architektura poezji, symboli zda się najprostszych, jak ów próg kamienny, miejsce spoczynku Krakusa porzuconego w lesie przez książęcego brata, czy sam wątek bajeczny dwu braci — złego i dobrego w wyścigu do rzeczywistej sławy i władzy. Nigdzie wyraźniej niż u Norwida nie występuje różnica między „widzialnym” a „słyszalnym”. Powiada w I odsłonie dramatu Pustelnik:
Cel drogi bywa z skończoną drogą
Grotem się włócznia zazwyczaj kończy
Wrębem się kończą brzegi opończy:
Człek nie wie, mówiąc o tem i owem,
że słów granice są jeszcze słowem.
Granice słów są nieprzekraczalne. Czy teatr potrafi je przejść, przetłumaczyć na swój złożony lecz konkretny język? Spektakl w małej salce Teatru Ateneum w Warszawie do pewnego stopnia tylko dał pozytywną odpowiedź na to pytanie. Reżyserka przedstawienia debiutantka Małgorzata Dziewulska, wybrała styl małego poetyckiego realizmu. Okrągła scenka, gdzie widza dzieli od aktorów zaledwie krok i granica światła, scenka doskonale sprawdzająca takie kameralne dramaty jak Lato Weingartena, nie pozwala na rozmach, na „śpiew słowa”.
Słowo Norwida rzeźbi pozornie tylko prostą baśń o braterskiej zdradzie, o walce dobra ze złem. Ta tragedia to nie tylko misterium o chrystianicznej pokorze Krakusa, ale i dramat prawdy, która zwyciężywszy istotnie musi odejść pokonana przez siłę i nieprawość, musi odejść w legendę, w mit, w ludową śpiewkę. Jest to więc także tragedia polityczna. Powiada przecież zdobywca korony, Rakuz: „Cudzej nie chcę chwały — głównie o prawdę idzie — A prawda cóż jest? Słowem — cokolwiek streścisz aść, przyjąć gotowem”.
W warunkach swojej inscenizacji Dziewulska nie mogła wydobyć tych treści Krakusa. Wyszedł więc spektakl kameralny, baśniowy, poetycki, bogaty w znaki i gesty ściszone. Dramat o rodzeniu się idei chrystianizmu w polskich dziejach — zgodnie zresztą z intencją Norwida; ale ta praidea męczeństwa sprowadzona została do kameralnego światka waśni braterskiej. A przecież zwracając się do krytyków pisał Norwid: „Tragedia jest to uwidomienie fatalności historycznej albo socjalnej narodowi albo wiekowi jakowemu wyłącznie właściwej”.
I dodawał: „Rozbratnienie rodzeństwa [...] jest tylko nieuniknionym samej legendy wynikiem, nie zaś główną pisarza myślą”.
A więc główną jego myślą jest — jak się domyślać należy — owo położone w tytule: Krakus czyli wyścigi — przeważanie siły nad prawem, co jest fatalnością polskich dziejów. Wielka filozoficzna ironia Krakusa polega na tym, że zwycięzca wyścigu wartości moralnych, tytułowy bohater, zwycięża we śnie, w legendzie, gdy rzeczywistość dziejowa poddaje się kształtowaniu Rakuza, zwycięzcy w wyścigu siły i bezwzględności.
Krakus Dziewulskiej i Jerzego Grzegorzewskiego (scenograf przedstawienia) to Norwid obrzędowy. Zgrzebne, stylizowane na Bolesława Śmiałego Wyspiańskiego kostiumy bohaterów, runiczny kreślony przez Pustelnika-Guślarza w kształcie podwójnego krzyża i ciemność, z której wyrastają postacie chóru w finalnej scenie apoteozy zabitego przez brata zwycięzcy smoka, Krakusa. Jest to spektakl pięknej chwili poetyckiej, a nie — jak chciał poeta — tragedia fatalności dziejowej.
Aktorzy także niezupełnie zwycięsko wyszli z próby Norwida. Obaj bracia: Rakuz (Edmund Fetting) i Krakus (Andrzej Seweryn) stworzyli sylwetki psychologiczne — pierwszy władcy z urodzenia, zmierza prosto i bezwzględnie do celu; drugi książęcia anielskiej dobroci i miłości — gdy u Norwida są to zaledwie półpostacie, półalegorie. W ten ton najlepiej utrafili Zdzisław Tobiasz (Pustelnik) i Anna (Osoba Fantastyczna czyli Próg zamczyska z wyobraźni i strumienia ze snu Krakusa), oboje skupieni na barwie i znaczeniu u Tobiasza intonowanego z wieszczą siłą „Introibo ad altare historiae”, u Seniuk ściszonego w poetyckiej zadumie nad dziwnością rzeczy. Ale prawdziwa „dziwność rzeczy” Krakusa wciąż jeszcze czeka na swoje odkrycie.