Teatr z Oklahomy artykuł

Informacje o tekście źródłowym

  • autor
  • miejsce publikacji
  • „Express Wieczorny” nr 43
  • data publikacji
  • 1973/02/20

Teatr z Oklahomy

Pod datą 9 maja 1912, Franz Kafka odnotował: „Wczoraj wieczór z Pickiem w kawiarni. Jak mimo całego niepokoju trwam przy swej powieści, zupełnie jak posąg na pomniku wpatrzony w dal i trzymający się mocno postumentu”. A w rok później: „24 maja 1913. Przechadzka z Pickiem. Pycha, bo uznałem Palacza za utwór tak dobry. Wieczorem odczytałem go rodzicom; nie ma lepszego krytyka niż ja sam, gdy czytam przed możliwie niechętnie przysłuchującym się ojcem. Sporo mielizn przed niedostępnymi prawdopodobnie głębiami.”

W tych dwu lapidarnych notatkach zamyka się cały Kafka. Samotny jak pomnik, wsłuchany w gardzącego jego pisarską pasją ojca, pełen poczucia własnej wartości i równocześnie trawiony wątpliwościami. Palacz to fragment Ameryki, owej niedokończonej powieści, otwierającej trylogię samotności, którą uzupełniły: Proces i Zamek.

Max Brod — przyjaciel Kafki, któremu zawdzięczamy ocalenie pośmiertnej spuścizny pisarza, pisał o Ameryce: „Z rozmów wiem, że zamieszczony tu niedokończony rozdział o Teatrze z Oklahomy, rozdział, którego wstęp Kafka szczególnie lubił i wzruszająco pięknie odczytywał na głos, miał być rozdziałem końcowym i brzmieć pojednawczo. Kafka, uśmiechając się, w zagadkowych słowach dawał do zrozumienia, że jego młody bohater w owym teatrze «nie mającym prawie granic» odnajdzie — jakby dzięki rajskiemu cudowi — zawód, wolność, oparcie, ba, nawet ojczyznę i rodziców.” A więc maleńka oaza optymizmu na bezbrzeżnej pustyni samotności, jaką jest cała twórczość tego wielkiego pisarza? Chyba tak, i dlatego właśnie mam lekki żal do Jerzego Grzegorzewskiego, autora adaptacji scenicznej, Ameryki i jej inscenizatora w Teatrze Ateneum, za pozbawienie nas wątłego promyka nadziei, który rozetlił Kafka, a który on — adaptator i reżyser — zgasił. Bo ostatnim akordem przedstawienia Grzegorzewskiego jest klęska Karla Rossmanna, klęska samotnej śmierci. Jedyna niewierność Kafce, owego najbardziej kafkowskiego z kafkowskich spektakli jakie miałem okazję widzieć.

Grzegorzewski, nie dbając o uporządkowanie logiki utworu, rozwinął przed nami świat przenikających się rzeczywistości, świat koszmarnego snu i lirycznej ballady, świat okrucieństwa najwyższych wartości ludzkich. Świat w który wmontował nie tylko przestrzeń teatralną, przypadkową publiczność innego spektaklu przemieniając w aktorów, ale i nas samych. Widzów-uczestników. Bo, ulegając fascynującym, szamańskim czarom reżysera-scenografa stajemy się elementami owej wymyślonej Ameryki i najbardziej rzeczywistego „Teatru z Oklahomy”, to jest teatru nie mającego prawie granic i obejmującego nas wraz z kawałem świata. Otwierające się perspektywy głębi, konkret i nieokreśloność, postacie-symbole i postacie-realia — wszystko to buduje konsekwentnie i spójnie rzeczywistość Kafki. Paradoksalną: nie prawdziwą, a przecież autentyczną.

Wielki, inscenizatorski sukces Grzegorzewskiego, wspiera świetne aktorstwo całego zespołu, na czele ze znakomitym Olgierdem Łukaszewiczem (występującym gościnnie) w roli prowadzącej Karla Rossmanna. Z młodzieńczą wrażliwością i ufną prawością przyjmuje złożony świat kafkowskiej Ameryki, interpretując go poprzez naiwne zaufanie do funkcjonowania reguł etycznych i prawnych. Zaufania, którego ceną staje się jego własna egzystencja. Znakomitą parę wykolejeńców spod ciemnej gwiazdy, rynsztok współczesnej cywilizacji, stworzyli: nieco diaboliczny Andrzej Seweryn (Delamarche) i uciekinier z Becketta — Bohdan Baer (Robinson). Hanna Skarżanka w roli Bruneldy paru mistrzowskimi pociągnięciami zarysowała cały Bulwar Zachodzącego Słońca i połowę kobiecych konfliktów Williama. Barbara Rachwalska nasyciła ludzkim, powszednim ciepłem postać Starszej Pani Kucharki, Hanna Giza nie uroniła ani jednego tonu z galerii rozpustnych, przewrotnych i zimnych zarazem bohaterek kafkowskiego panopticum.

Ważnym, znaczącym elementem tego świetnego — choć na pewno niełatwego w odbiorze — spektaklu jest znakomita muzyka Stanisława Radwana i Macieja Suzina. Zwłaszcza niepokojące partie na kontrabasie.

„…Wielki Teatr z Oklahomy wzywa was! Wzywa was tylko dzisiaj, tylko ten jeden raz!
Kto teraz straci okazję, ją na zawsze! Kto myśli o swojej przyszłości, należy do nas!… Jesteśmy teatrem, w którym każdy jest potrzebny, każdy na właściwym miejscu! Gratulujemy z góry każdemu, kto zdecyduje się do nas wstąpić!…”. To Kafka. Wypada tylko powtórzyć go, odnosząc wezwanie do wielkiego teatru na małej scenie: Ameryki według Grzegorzewskiego!