Bloomusalem spektakl

Pięć lat od ukazania się w Polsce Ulissesa Jamesa Joyce’a w przekładzie Macieja Słomczyńskiego i trzy lata po jego adaptacji w reżyserii Zygmunta Hübnera w Teatrze Wybrzeże (jakkolwiek jej podstawą nie był tekst Joyce’a, ale scenariusz Słomczyńskiego), JG podjął próbę odnalezienia teatralnego ekwiwalentu samego tylko Epizodu XV. Program spektaklu zapowiadał, że Bloomusalem miało być „zarówno teatrem, utworem muzycznym, jak i ekspozycją malarsko-rzeźbiarską”. Początkowy pomysł zakładał niemal całkowite pozbawienie spektaklu słów.

W pierwszej części Bloomusalem zmniejszona widownia Ateneum przykryta została czarnym „jak wnętrze aparatu fotograficznego” namiotem. W dusznej przestrzeni widzowie obserwowali fantasmagorie Leopolda Blooma – Odysa, błądzącego w dublińskiej dzielnicy burdeli, gdzie spotkać miał Telemacha – Stefana Dedaulsa.

Druga część spektaklu, rozgrywająca się na schodach, w szatni, hallu głównym i na Scenie 61, bywała nietrafnie odczytywana w kontekście neoawangardowych eksperymentów happeningowych. Postawienie widza w pozycji wędrowca w Nocnym Mieście miało w języku teatru oddać strukturę joyce’owskiego monologu wewnętrznego. Widz, przemieszczając się w przestrzeni foyer, z zapętlonych etiud aktorskich konstruował własne Bloomusalem.

Finałowa scena spektaklu realnie wykraczała poza ramę teatru – Bloom i Dedalus, oświetleni oślepiającym światłem reflektorów zaparkowanej przed otwartymi drzwiami teatru czarnej Warszawy, mijając szpaler widzów, wychodzili w mrok opustoszałej o północy ulicy Jaracza.

Przedstawienie Bloomusalem zainaugurowało działanie eksperymentalnej sceny teatru – Ateneum-Atelier. Okazało się również jej ostatnią produkcją. /ku